Po burzliwym opuszczeniu Białego Domu Donald Trump długo się w nic nie angażował, a miał być przecież głównym głosem sprzeciwu wobec działań administracji Joe Bidena. Trudno mu nim być, skoro Facebook przedłużył zawieszenie konta Trumpa do 2023 roku. Można podejrzewać, że i po tym terminie ban zostanie podtrzymany, jeśli Trump wystartuje w prawyborach Partii Republikańskiej. Twitter zablokował 44. prezydenta USA permanentnie. A to właśnie za pomocą tej platformy ekscentryczny miliarder z Nowego Jorku trafiał bezpośrednio do milionowej rzeszy zwolenników, omijając tym samym barierę, jaką stwarzały tradycyjne media. Pomogło mu to wygrać wybory w 2015 roku, potem zaś uzależnienie od Twittera coraz mocniej pogrążało jego prezydenturę. Aż do fatalnych w skutkach zamieszek na Kapitolu w styczniu tego roku.
Bez mediów społecznościowych Trumpowi niezwykle trudno dotrzeć ze swoim opartym na emocjach, prostym i populistycznym przekazem do wyborców. Można podejrzewać, że kiedy po miesiącu od debiutu na panewce spalił pomysł Trumpowych mediów społecznościowych, były prezydent skupi się na wiecach i wywoływaniu kontrowersji, które siłą rzeczy będą musiałyby być relacjonowane przez media. Niemniej w jednym temacie Trump zabrał głos głośno. W nietypowy dla siebie sposób, bo w formie artykułu.
W tekście dla portalu RealClearPolitics Trump napisał, że w szkołach w całym kraju uczniowie muszą przyswajać nowy program, „stworzony po to, by robić pranie mózgu lewicową dogmatyką, znaną jako krytyczna teoria rasy". Były prezydent dodał, że doktryna ta jest nieetyczna i uderza w zasady, które powinny być przekazywane Amerykanom, bez względu na ich kolor skóry. Dodał, że zamiast nauczać dzieci, iż Amerykanie są „najwspanialszym, najbardziej tolerancyjnym i najhojniejszym narodem w historii, uczy się ich, że Ameryka jest systemowo zła, a serca Amerykanów są przepełnione nienawiścią i złością". Następnie powołał się na słowa Martina Luthera Kinga, który nauczał, że dzieci powinny być oceniane nie przez pryzmat koloru swojej skóry, ale charakteru. Trump powołujący się na Martina Luthera Kinga? Sprawa „krytycznej teorii rasy" po prostu musiała wyjść poza obieg niszowej akademickiej dyskusji.
Drugie życie marksizmu
Krytyczna teoria rasy (Critical Race Theory – CRT) postuluje, by każdy aspekt życia filtrować przez kwestię rasizmu. Kwestie społeczne, kulturalne, polityczne i historyczne mają mieć swoje odniesienie do rasizmu wobec czarnoskórych i supremacji białych w historii Ameryki. Ruch ma swój początek w latach 70. XX wieku, ale jego korzenie tak naprawdę sięgają tzw. szkoły frankfurckiej (istniejącej od lat 20. XX w.) i europejskiego marksizmu. Reedukacja amerykańskich dzieci pod kątem „grzechów białej rasy" jest kopią pomysłów włoskiego komunisty Antonio Gramsciego, który nie widział szans triumfu marksizmu bez przejęcia kultury i reedukacji mas. Amerykański marksistowski socjolog i jeden z ideologów rewolty pokolenia '68, Herbert Marcuse, przeniósł frankfurcką teorię krytyczną na grunt amerykański, gdzie nie było walki klasowej między klasą robotniczą i burżuazją. Przynajmniej w takiej formie jak w Starym Świecie. Nową klasą uciskaną stały się więc mniejszości etniczne i znacznie później seksualne. Dziś dochodzą kolejne i kolejne – dopisywane do skrótu LGBT.
Myśl szkoły frankfurckiej przefiltrowanej przez Marcuse'a rozwijali w zbrojnej formie bojownicy Czarnych Panter, których liderzy nie ukrywali fascynacji komunizmem. Jednak krytyczna teoria rasy czerpie też z myśli XIX-wiecznego abolicjonisty Fredericka Douglassa oraz innych ważnych afroamerykańskich lewicowych intelektualistów, jak choćby William Edward Burghardt Du Bois.