Amerykę opanował wirus (anty)rasizmu

Krytyczna teoria rasy zatacza coraz szersze kręgi, pogłębiając polaryzację w Stanach Zjednoczonych. Najbliższe trzy lata będą ciągłą walką między jej zwolennikami i przeciwnikami. Salwę do ataku dał sam Donald Trump.

Publikacja: 13.08.2021 10:00

Amerykę opanował wirus (anty)rasizmu

Foto: AFP, Brendan Smialowski

Po burzliwym opuszczeniu Białego Domu Donald Trump długo się w nic nie angażował, a miał być przecież głównym głosem sprzeciwu wobec działań administracji Joe Bidena. Trudno mu nim być, skoro Facebook przedłużył zawieszenie konta Trumpa do 2023 roku. Można podejrzewać, że i po tym terminie ban zostanie podtrzymany, jeśli Trump wystartuje w prawyborach Partii Republikańskiej. Twitter zablokował 44. prezydenta USA permanentnie. A to właśnie za pomocą tej platformy ekscentryczny miliarder z Nowego Jorku trafiał bezpośrednio do milionowej rzeszy zwolenników, omijając tym samym barierę, jaką stwarzały tradycyjne media. Pomogło mu to wygrać wybory w 2015 roku, potem zaś uzależnienie od Twittera coraz mocniej pogrążało jego prezydenturę. Aż do fatalnych w skutkach zamieszek na Kapitolu w styczniu tego roku.

Bez mediów społecznościowych Trumpowi niezwykle trudno dotrzeć ze swoim opartym na emocjach, prostym i populistycznym przekazem do wyborców. Można podejrzewać, że kiedy po miesiącu od debiutu na panewce spalił pomysł Trumpowych mediów społecznościowych, były prezydent skupi się na wiecach i wywoływaniu kontrowersji, które siłą rzeczy będą musiałyby być relacjonowane przez media. Niemniej w jednym temacie Trump zabrał głos głośno. W nietypowy dla siebie sposób, bo w formie artykułu.

W tekście dla portalu RealClearPolitics Trump napisał, że w szkołach w całym kraju uczniowie muszą przyswajać nowy program, „stworzony po to, by robić pranie mózgu lewicową dogmatyką, znaną jako krytyczna teoria rasy". Były prezydent dodał, że doktryna ta jest nieetyczna i uderza w zasady, które powinny być przekazywane Amerykanom, bez względu na ich kolor skóry. Dodał, że zamiast nauczać dzieci, iż Amerykanie są „najwspanialszym, najbardziej tolerancyjnym i najhojniejszym narodem w historii, uczy się ich, że Ameryka jest systemowo zła, a serca Amerykanów są przepełnione nienawiścią i złością". Następnie powołał się na słowa Martina Luthera Kinga, który nauczał, że dzieci powinny być oceniane nie przez pryzmat koloru swojej skóry, ale charakteru. Trump powołujący się na Martina Luthera Kinga? Sprawa „krytycznej teorii rasy" po prostu musiała wyjść poza obieg niszowej akademickiej dyskusji.

Drugie życie marksizmu

Krytyczna teoria rasy (Critical Race Theory – CRT) postuluje, by każdy aspekt życia filtrować przez kwestię rasizmu. Kwestie społeczne, kulturalne, polityczne i historyczne mają mieć swoje odniesienie do rasizmu wobec czarnoskórych i supremacji białych w historii Ameryki. Ruch ma swój początek w latach 70. XX wieku, ale jego korzenie tak naprawdę sięgają tzw. szkoły frankfurckiej (istniejącej od lat 20. XX w.) i europejskiego marksizmu. Reedukacja amerykańskich dzieci pod kątem „grzechów białej rasy" jest kopią pomysłów włoskiego komunisty Antonio Gramsciego, który nie widział szans triumfu marksizmu bez przejęcia kultury i reedukacji mas. Amerykański marksistowski socjolog i jeden z ideologów rewolty pokolenia '68, Herbert Marcuse, przeniósł frankfurcką teorię krytyczną na grunt amerykański, gdzie nie było walki klasowej między klasą robotniczą i burżuazją. Przynajmniej w takiej formie jak w Starym Świecie. Nową klasą uciskaną stały się więc mniejszości etniczne i znacznie później seksualne. Dziś dochodzą kolejne i kolejne – dopisywane do skrótu LGBT.

Myśl szkoły frankfurckiej przefiltrowanej przez Marcuse'a rozwijali w zbrojnej formie bojownicy Czarnych Panter, których liderzy nie ukrywali fascynacji komunizmem. Jednak krytyczna teoria rasy czerpie też z myśli XIX-wiecznego abolicjonisty Fredericka Douglassa oraz innych ważnych afroamerykańskich lewicowych intelektualistów, jak choćby William Edward Burghardt Du Bois.

Według jej zwolenników rasistowski jest cały system, który został stworzony przez białych, by umacniać ich władzę. Dlatego też entuzjaści CRT rasy są przeciwnikami kapitalizmu, czyli systemu wymyślonego przez białych Anglosasów. Patrisse Cullors, współzałozycielka ruchu Black Lives Matter, przyznaje wprost, że jest „wyszkoloną marksistką" i nie ukrywa, że była protegowaną Erica Manna, skazanego na 18 miesięcy więzienia byłego członka Weather Underground, marksistowsko-leninowskiej organizacji, która została w 1969 roku uznana przez FBI za organizację terrorystyczną. Ale to dopiero zabójstwo George'a Floyda i wynikłe z niego rozkręcenie się ruchu Black Lives Matter, istniejącego przecież od 2013 roku, a więc od czasu prezydentury czarnoskórego Baracka Obamy, pozwoliło wejść do mainstreamu amerykańskiej polityki niszowej dotąd teorii naukowej, wymyślonej m.in. przez Derricka Bella, Kimberlé Crenshaw i Richarda Delgado, a rozwijanej od ponad 40 lat.

Republikanom ta teoria jest na rękę, bo przez swój radykalizm doskonale polaryzuje elektorat. Demokraci są coraz mocniej uwiązani do swego lewego skrzydła, boją się więc odciąć od postulatów zwolenników CRT. A nierzadko są one naprawdę kuriozalne. Przykład pierwszy z brzegu: zniesienie obowiązkowego egzaminu z antycznych języków podczas rekrutacji na niektóre kierunki prestiżowego Uniwersytetu Princeton. Wszystko w ramach walki o inkluzywność uczelni i niezamykanie szans czarnoskórym uczniom liceów ze złych dzielnic, gdzie nie mieli szans na naukę greki i łaciny, jak biali uczniowie w prywatnych liceach. Princeton na to przystało i stanęło tym samym na czele postępowej fali, przypominając, że wielu fundatorów i absolwentów uczelni pochodziło z rodzin właścicieli niewolników.

To właśnie na tej czwartej najstarszej uczelni w USA (rok założenia 1746) należącej do prestiżowej Ligi Bluszczowej (Yale, Harvard, Brown, Columbia, Cornell, Dartmouth, Uniwersytet Pensylwanii) pośrednio sięgnięto po postulaty promotorów CRT. Na wydziale politologii stworzono kurs „Rasa i polityka Stanów Zjednoczonych", gdzie na całą historię i politykę USA patrzy się właśnie przez pryzmat rasy. Podobne przypadki zawłaszczania wyższych uczelni przez radykalnych działaczy „antyrasistowskich" opisywałem w „Plusie Minusie" w tekście „Kulturalna segregacja rasowa" (20–21 marca 2021 r.). Tym razem ideolodzy mają za sobą „podkładkę" w postaci akademickiej teorii, ale też wpływowych mediów.

Pandemia rasowa

Dwa lata temu „The New York Times" ogłosił Projekt 1619. Zakładał on kładzenie szczególnego nacisku na wykazanie roli, jaką w rozwoju USA odegrało niewolnictwo. To właśnie w 1619 roku do Wirginii przywiezieni zostali pierwsi niewolnicy i projekt zakłada, by to właśnie ta data była uznawana za początek Stanów Zjednoczonych, a nie rok 1776, gdy uchwalono Deklarację Niepodległości. Projekt był od początku krytykowany przez wielu historyków za to, że stawia ideologię ponad faktami historycznymi. Prezydent Donald Trump nazwał go nawet rewizjonizmem historycznym, który nie powinien być promowany w szkołach. Zagroził wówczas też, że szkoły wprowadzające go do programu nauczania mogą stracić dotacje federalne.

Słowa Trumpa zostały przez lewicę uznane za formę cenzury. „Czy obawy o kulturę unieważniania i nowy maccartyzm oraz cenzurę dotyczą tylko działań lewicy, czy odnoszą się także do prezydenta grożącego śledztwem wobec szkół uczących o amerykańskim dziennikarstwie?" – pisała Nikole Hannah-Jones, autorka Projektu 1619. Jego entuzjastą jest autor książki „Jak być rasistą" Ibram X. Kendi. Ten czołowy propagator krytycznej teorii rasy popiera powstanie rządowego Departamentu Antyrasizmu. To właśnie on uznał Covid-19 za „pandemię rasową". Zresztą to jedna z ciekawych kwestii wpisujących się w rewolucję CRT. Kendi napisał w „The Atlantic", że patrząc na mutacje wirusa dotykające Amerykanów, trzeba uznać, że mają one źródło w jednym wirusie. Wirusie rasizmu. „Kolorowi ludzie, zmuszeni i tak do życia w cieniu społeczeństwa, byli zarażani, hospitalizowani, zubożali i byli zabijani przez najwyższe statystyki Covid-19" – perorował, dodając, że czarni otrzymali najniższej jakości opiekę zdrowotną i ekonomiczną.

Pod koniec zeszłego roku pojawiły się nawet postulaty, by kolorowych Amerykanów szczepić priorytetowo przed białymi. Również tymi starszymi. „Rasowe preferencje szczepienne na Covid-19 są nie tylko etycznie dopuszczalne, ale jest to etyczny imperatyw dlatego, że historyczny systemowy rasizm spowodował nierówności w opiece zdrowotnej oraz dlatego, że Covid-19 uderza nieproporcjonalnie mocno w kolorowych" – powiedział profesor Lawrence Gostin z Uniwersytetu Georgetown. Warto dodać, że jest to profesor prawa specjalizujący się w prawie zdrowia publicznego. Taki pogląd wpisuje się idealnie w postulaty CRT. Ba, idzie znacznie dalej, bo nawołuje wprost do segregacji rasowej w imię walki z rasowymi potomkami tych, którzy segregację wprowadzali. Do tego dochodzi kwestia eugeniki. W końcu to biali żyją statystycznie dłużej niż czarni, postulat, więc by czekali na szczepionki dłużej niż Afroamerykanie, ma jednoznaczną wymowę.

Ciarki na plecach

Amerykańska lewica przekonuje, że konserwatyści celowo uwypuklają najbardziej radykalne postulaty autorów CRT, bo mają tendencję do tworzenie szalonych teorii spiskowych. Nie można do końca się z tym nie zgodzić, patrząc na sposób funkcjonowania baniek ideologicznych w czasie dyktatury mediów społecznościowych i choćby romansowanie samego Donalda Trumpa z niebezpiecznymi prawicowymi sekciarzami z QAnon. Patrząc jednak na rewizjonizm rasowy w popkulturze, trudno uwierzyć, że skończy się jedynie na niewinnym uwrażliwieniu młodych Amerykanów na kwestie rasowe. Można mieć poważne wątpliwości co do wyważenia programu nauki opartego o CRT, skoro już dziś klasyczne filmy Disneya jak „Dumbo" albo tak ikoniczny film jak „Przeminęło z wiatrem" są na jednej z największych platform streamingowych poprzedzone specjalnymi planszami informującymi o rasizmie w tych dziełach, a w serialu „Anna Boleyn" w roli tytułowej żony Henryka VIII widzimy czarnoskórą aktorkę (co jest notabene kontrskuteczne, bo skoro filmowcy przekonują, że czarni byli arystokratami już w czasach Tudorów, to gdzie ten systemowy rasizm?). Czy naprawdę Amerykanie mogą być spokojni, że na lekcjach nie pojawią się postulaty rozbrajania „rasistowskiej policji" i usprawiedliwianie odwróconego rasizmu?

Takie wątpliwości nie pojawiają się zresztą tylko wśród konserwatystów. Pod koniec lipca w serwisie Politico został opublikowany ciekawy raport, który dowodzi, że również rodzice niegłosujący na prawicę są zaniepokojeni stopniem ideologicznej indoktrynacji w szkołach. Obraz, jaki wyłania się z rozmów z członkami rad pedagogicznych i rodzicami w zupełnie nierepublikańskich miastach czy stanach, nie jest czarno-biały. Rodzice opowiadają w raporcie, że zaniepokoiła ich niechęć dzieci do policji i poparcie dla zamieszek podczas marszów Black Lives Matter. Jedna z matek w Detroit, która zawsze głosowała na demokratów, założyła w liceum swojej córki grupę, której zadaniem jest konfrontowanie się z krytyczną teorią rasy. Konserwatywne amerykańskie media opisywały przykłady nauczycieli, którzy odchodzili z pracy, bo nie mogli znieść kierunku, w jakim zmierza nauka o rasizmie. Nauczycielka z prywatnej szkoły w stanie New Jersey w filmie na YouTubie opowiada, jak dzieci są wpychane w role opresorów i prześladowanych tylko ze względu na kolor skóry. Czy tak wygląda kraina ze snu tych, którzy walczyli o rasową równość w Ameryce? Czy zadośćuczynieniem za grzech założycielski Ameryki, jakim było niewolnictwo i potem wieloletnia, haniebna segregacja rasowa ma być ponowne dzielenie Amerykanów ze względu na kolor skóry?

Kultura wiktymizacji oraz idącej za nią wiktymologii jest nowotworem na tkance dzisiejszych społeczeństw. Nie ma ona wymiaru wyłącznie rasowego. Cała poprawność polityczna jest budowana z religijnym pietyzmem. Postawiony w miejscu Boga człowiek jest otoczony czcią, a chronią go kolejne urzędy świeckiej inkwizycji, dbające o to, by nie został urażony. Ani na poważnie, ani żartem. Dlatego coraz wyraźniej knebluje się komików, depcząc tym samym pierwszą poprawkę do Konstytucji USA.

Jeden z najciekawszych konserwatywnych komentatorów żydowskiego pochodzenia Ben Shapiro wydał właśnie błyskotliwą i mocno uderzającą we współczesną lewicę książkę „Moment autorytaryzmu". Zbyt mocny tytuł? Czym innym jest więc kultura, w której nie można nawet zwracać uwagi otyłym, że niszczą swoje zdrowie, bo jest się oskarżanym o „body shaming"? Pokolenie wrażliwych „śnieżynek" (pojęcie wzięte z powieści „Fight Club" Chucka Palahniuka, gdzie bohater krzyczy: „Nie jesteś unikalną śnieżynką, nie jesteś wyjątkowy") ma dopieszczone poczucie wiktimizacji, za którą idzie roszczeniowość. Ona tłumaczy fenomen Black Lives Matter i jego marksistowskich korzeni.

Tyle że w przypadku radykalizmu entuzjastów CRT do ciągłego poczucia bycia ofiarą dochodzi gniew i chęć zemsty. Patrząc na historie rasizmu w USA można ten gniew zrozumieć. Nie można jednak nie zauważyć, że jest on destrukcyjny dla całej wspólnoty. Jest to też gniew ukierunkowywany w określony i znany z historii sposób. Wywołujący ciarki na plecach, szczególnie tych, którzy zdają sobie sprawę, czym kończyła się każda marksistowska rewolucja.

Czeka nas wojna

Antonio Gramsci nawołujący do rewolucji dokonywanej poprzez dzieci burżuazji („Dorwiemy was przez wasze dzieci!") jest ojcem chrzestnym tych, którzy prowadzą agresywną indoktrynację dzieci białych Amerykanów. Liberalne media na czele z MSNBC czy CNN nie popierają otwarcie krytycznej teorii rasy, za to sugerują, że wyolbrzymianie jej skutków jest orężem w rękach populistycznej prawicy. Nawet jeżeli prawica zobaczyła w tym radykalnym ruchu szansę na zbudowanie swojej agendy, to nie można przecież zaprzeczyć, że jest jednak trend obwiniania białych Amerykanów za całe zło świata. Nie przez przypadek w debacie prawyborczej Partii Demokratycznej dzisiejsza wiceprezydent Kamala Harris oskarżała dzisiejszego prezydenta USA Joe Bidena o dawną współpracę z segregacjonistami rasowymi z amerykańskiego Południa.

Krytyczna teoria rasy jest jednak absurdalna z założenia. Richard Delgado i Jean Stefancic w swojej książce z 1995 roku postawili tezę, że rasizm nie jest w amerykańskiej kulturze aberracją, ale normą. O ile takie teorie można było wyciągać na Południu w czasie haniebnych praw Jima Crowa (nie zapominajmy, że do lat 60. XX wieku Afroamerykanie byli w majestacie prawa obywatelami drugiej kategorii), o tyle w czasach, gdy dwukrotnym prezydentem USA był czarnoskóry Barack Obama, a sekretarzem stanu w prawicowej administracji Afroamerykanka Condoleezza Rice, trudno tezę o systemowym rasizmie przyjmować ze zrozumieniem.

Amerykańscy konserwatyści słusznie zauważają, że CRT w wydaniu Black Lives Matter i innych radykalnych ruchów walczących z „supremacją białych" atakuje wszystkie fundamenty Ameryki. Na celowniku jest kapitalizm, własność prywatna, prawo rodziców do ideowego kształtowania swoich dzieci oraz powszechne uznanie (do niedawna) cnót Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych, którzy rzucili rękawice koronie brytyjskiej i zbudowali demokratyczną potęgę. W czasie ulicznej rewolty BLM obalano przecież pomniki Ojców Założycieli – dlatego, że ci posiadali niewolników. Ba, dostało się nawet pomnikowi Tadeusza Kościuszki, który był przeciwnikiem niewolnictwa, oraz Abrahamowi Lincolnowi, kończącemu z niewolnictwem.

Dlatego już pięć stanów kontrolowanych przez republikanów uchwaliło prawo zakazujące nauki krytycznej teorii rasy w szkołach. Najbliższe trzy lata będą ciągłą walką między zwolennikami popieranego przez administrację Bidena Projektu 1619 a zwolennikami Komisji 1776, czyli pomysłu na promocję „patriotycznej edukacji", jaką rozpoczął w końcówce swojej prezydentury Trump. To jednak przygnębiające, że w 2021 roku te dwie symboliczne daty mogą naznaczać amerykańską politykę. Może Amerykanie wojnę rasową mają jednak we krwi? Na jej przetoczenie jest chyba za późno. 

Plus Minus
„Lipowo: Kto zabił?”: Karta siekiery na ręku
Materiał Promocyjny
Przed wyjazdem na upragniony wypoczynek
Plus Minus
„Cykle”: Ćwiczenia z paradoksów
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Justyna Pronobis-Szczylik: Odkrywanie sensu życia
Plus Minus
Brat esesman, matka folksdojczka i agent SB
Plus Minus
Szachy wróciły do domu