Może jeszcze porady, jak poprawnie zachować się przy stole czy wydziergać szalik, mają jakiś sens – uzupełniają luki wychowania, uczą konkretnych umiejętności. Ale już pseudointelektualne wymądrzania się na trzystu stronach tabunów medialnych psychologów bywają po prostu nieznośne. Doprawdy trudno zrozumieć, dlaczego ludzie dają się na te, szamańskie nierzadko, bajdurzenia nabierać.
Kiedy więc na okładce przeczytałam zachętę: „Uporządkuj swoje życie, sprecyzuj cele, zanalizuj popełnione błędy (bo któż z nas ich nie popełnia?!)", w pierwszym odruchu miałam ochotę odrzucić książkę z krzykiem. Tylko nazwisko autora – Czesław Bielecki – wprowadziło w moje intencje nieco zamętu.
To przecież znany architekt, pisarz, polityk, opozycjonista w czasach PRL. Człowiek, który za komuny siedział w więzieniu, pisał w drugim obiegu, współpracował z paryską „Kulturą". Ale przede wszystkim erudyta.
I erudycja to właśnie znak szczególny jego najnowszej publikacji „Głowa. Instrukcja użytkowania". To prawda, to jest poradnik, czy może raczej podręcznik, którego autor ma ambicję pokazać ludziom, że warto posługiwać się rozumem. Radzi: możesz czytać „Głowę" jak przewodnik po swoim życiu. Dlaczego więc nie irytuje, mimo że jak prawie każdy nauczyciel traktuje swoich uczniów z odpowiednią dozą protekcjonalnej wyższości? Może dlatego, że jest w swoich zamiarach szczery. Unika tanich chwytów, nie mizdrzy się i nic nie udaje. Sięga za to do literatury, sztuki, filozofii, własnego doświadczenia. To bodaj najciekawsze fragmenty książki. Pisze tak, jakby chciał się podzielić swoją wiedzę przede wszystkim z synami (dedykuje im tę publikację) i wnukami, a tylko przy okazji z czytelnikami. I rzecz najważniejsza: Bielecki nie jest banalistą. Bo czy ktoś banalny napisałby: „ci, którzy odziedziczyli słabe geny, choćby nie wiadomo, jak się starali, nie przeskoczą granic wyznaczonych przez naturę"?
Czesław Bielecki nie byłby jednak sobą, gdyby przy okazji porad nie powbijał paru szpil. Swego czasu był on aktywnym politykiem, doradcą premiera Jana Olszewskiego, posłem na Sejm. Choć nie podaje wielu konkretów, brzmi interesująco, gdy pisze: „spotykałem decydofobów premierów, ministrów, prezydentów miast. W sytuacjach, które zmuszały ich do podejmowania decyzji, robili wszystko, aby ukryć tę wstydliwą słabość. Szkoda, myślałem, że nie zorientowali się wcześniej, kim mogą być, a kim nie, i na nasze nieszczęście udają, że rządzą". Albo inny cytat: „Pod koniec każdy wie tyle, ile zechciał zobaczyć. Na przykład w Warszawie lat pięćdziesiątych ktoś mógł mieszkać w alei Róż, alei Przyjaciół albo nawet na Koszykowej 1 lub 3. I mógł tylko udawać, że nie wie, że tuż obok, na Koszykowej 6 w osławionym MBP – Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego, katuje się ludzi."