Rz: Niedawno w Radomiu wszechpolacy pobili działacza KOD. Był pan członkiem Młodzieży Wszechpolskiej. Co jest nie tak z tą organizacją, że ciągle ma problemy z agresją swoich działaczy?
Nie znam historii z Radomia, ale przyznaję, że w czasach, gdy sam należałem do Młodzieży Wszechpolskiej, nieraz zastanawialiśmy się, czy przyjmować do organizacji np. tylko studentów, intelektualistów i rozwijać się w takim wyselekcjonowanym gronie, czy też otwierać się na ludzi, których dopiero trzeba ukształtować. Osobiście opowiadałem się za tym, żeby dać sobie spokój z ludźmi, które mają skłonność do awantur i przez to psują nasz wizerunek. Nasza organizacja liczyła tysiąc członków, organizowała akcje charytatywne, a była postrzegana przez jeden czy drugi incydent wywołany przez awanturników. Moim zdaniem skórka nie była warta wyprawki. Jednocześnie, gdybyśmy zostawili samopas ludzi o radykalnych poglądach, to oni przecież poszliby do jakiejś innej organizacji, gdzie wyrażaliby swój sprzeciw w agresywny sposób. A tak mogliśmy przynajmniej próbować nad nimi zapanować i kształtować bardziej pozytywne, prospołeczne postawy.