Oczywiście pozostaje pytanie, w jaki sposób oraz jaki model operacyjny zostanie przyjęty. Nawet sędziowie SN skonfliktowani z władzą polityczną podtrzymują, że sama decyzja TSUE może nie wystarczyć, aby ponad 20 sędziów wróciło do orzekania. Wyraźna podstawa prawna musi w takiej sytuacji być. Tylko ona gwarantuje trwałość porozumień w sytuacji wciąż ostrego i nieprzewidywalnego konfliktu. Nieoficjalnie wiadomo, że koncepcje rozwiązań ustawowych analizowane są dziś aż w trzech ośrodkach politycznych: w Ministerstwie Sprawiedliwości, Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, a także u Jarosława Gowina. Ostateczna decyzja, kto przejmie inicjatywę polityczną, jeszcze w tej sprawie nie zapadła.
Czytaj także: Kto i jak ma wykonać decyzję Luksemburga o zabezpieczeniu
Jedno jest pewne: ostry kurs politycznych jastrzębi – myślę tu o Zbigniewie Ziobrze i niektórych posłach prawicy, wyznających zasadę „ani kroku wstecz" w sprawie sądownictwa – został w ostatnim czasie nieco stępiony.
Ziobro, przez wielu posądzany o współudział w warszawskiej klęsce Patryka Jakiego, po niefortunnym wniosku do TK o zbadanie części traktatu o funkcjonowaniu UE, na razie raczej nie będzie skłonny do kolejnej ryzykownej szarży, gdyż w razie klęski może być już jego ostatnią.
Na Nowogrodzkiej dojrzewa też chyba przekonanie, że polityka „ani kroku wstecz" może przynosić konkretne straty. Ostatnie wybory pokazują, że wniosek Ziobry do TK i odświeżony zarzut polexitu bardzo ożywiły elektorat liberalny. W ocenie wielu ekspertów przesądziły o zwycięstwie Rafała Trzaskowskiego już w pierwszej turze wyborów. Tymczasem już za siedem miesięcy obóz dobrej zmiany czeka znacznie większa batalia o Parlament Europejski. Zarzut polexitu, który może się stać myślą przewodnią także tej kampanii wyborczej, zapewne znów mobilizująco wpłynie na wielkomiejskich wyborców. Partii rządzącej zaś trudno będzie zmobilizować swój elektorat, tradycyjnie niezainteresowany wyborami europejskimi. Te dwa czynniki to recepta na spektakularną klęskę.