Powszechne jest oburzenie na sytuację kadrową w Narodowym Banku Polskim, gdzie – jak ujawniają media – zarobki asystentek prezesa są wyższe od tych premiera czy prezydenta. Zresztą nie to jest chyba najpoważniejszym zmartwieniem Adama Glapińskiego, lecz sytuacja wokół sprawy byłego szefa Komisji Nadzoru Finansowego Marka Ch. Na tej podstawie pojawiają się żądania odwołania prezesa NBP. Rzecz jednak w tym, że prezes banku centralnego to urząd konstytucyjny, którego sześcioletnia kadencja jest zapisana w ustawie zasadniczej. I nie jest to przypadek, lecz świadomy zamiar ustrojodawcy. Bo bank centralny ma być odporny na wpływy z zewnątrz.
Czytaj także: Zarobki w NBP: prezesowi może grozić nawet Trybunał Stanu
Wszystko po to, by bank ten mógł prowadzić niezależną politykę pieniężną. Inna sprawa, czy rzeczywiście tak jest, co i rusz bowiem słychać głosy, że NBP powinien wspierać rząd, na przykład w ratowaniu budżetu państwa – nawet niezależnie od tego, czy chce tego Rada Polityki Pieniężnej.
Tak więc gdy teraz prominentny działacz PiS wicemarszałek Senatu Adam Bielan mówi, że Adam Glapiński został powołany w 2016 roku na 6-letnią kadencję i nie sposób go odwołać, bo ta kadencja jest zabetonowana w Konstytucji, to ma on rację. Swoją drogą szkoda, że nie był konsekwentny i nie widział problemu gdy ustawą próbowano skrócić kadencję Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego Małgorzaty Gersdorf. Porównanie tych dwóch spraw to przykry dowód instrumentalnego traktowania prawa.
Prowadzenie mądrej i niezależnej polityki pieniężnej jest zadaniem rozłożonym na dłużej niż rok czy dwa lata. Nie przypadkiem prezes NBP zmienia się w innym okresie niż parlament. Konstytucyjna kadencja jest wartością, którą warto chronić. Każdą tak samo.