Jeszcze w poniedziałek sędzia Juszczyszyn jechał w delegację do Warszawy, aby przejrzeć obywatelskie listy poparcia członków KRS. Sędziowskie już nie, gdyż inspektor ochrony danych osobowych zabronił, „bo RODO". Choć logiki w tym żadnej. Wyjazd nie był łatwy. Wcześniej zabronił go prezes macierzystego sądu Maciej Nawacki, członek nowej KRS. Juszczyszyn chciał m.in. sprawdzić, który z sędziów poparł także jego kandydaturę. Bo poparcie dla prezesa budzi „korytarzowe" kontrowersje od dawna.
W końcu użyto fortelu. Kiedy prezes był na urlopie, zgody Juszczyszynowi na podróż udzielił wiceprezes. I wydawało się, że sensacji nie będzie. Sędzia przejrzy niebudzące kontrowersji obywatelskie listy i wróci do domu. Zwrot akcji nastąpił w poniedziałek po południu, kiedy Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie wydał postanowienie zabezpieczające. Jego konkluzja była następująca: szef Kancelarii Sejmu nie może powoływać się na postanowienie prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych uniemożliwiające sądowi zapoznanie się z oryginałami tych dokumentów i w Sejmie, i w siedzibie sądu. Wydawało się, że oto Juszczyszyn w ostatniej chwili dostał klucz do tajnego sejfu. A strażnicy zostali postawieni przed faktem dokonanym.
I nagle kolejny zwrot akcji. Prezes Nawacki, najwidoczniej wstrząśnięty wiadomością o wizycie Juszczyszyna w stolicy, cofnął mu delegację, o czym błyskawicznie dowiedziały się władze Sejmu. Sędzia, już na Wiejskiej, usłyszał krótkie: „Sędziów bez delegacji nie obsługujemy". I co nam zrobisz? W tej sytuacji sędzia, żegnany światłem kamer, mógł tylko wrócić do Olsztyna.
Czytaj także: