Zapowiedź Zbigniewa Ziobry złożenia wniosku o wypowiedzenie przez Polskę tzw. konwencji antyprzemocowej wywołała burzę, rysując linię podziału światopoglądowego między konserwatywną a liberalną częścią społeczeństwa. Sprawę można oceniać na płaszczyźnie zarówno faktycznego wpływu dokumentu na obniżenie przestępczości wobec kobiet, jak i czystej polityki.
Czytaj także:
Ziobro: w poniedziałek wniosek o wypowiedzenie Konwencji Stambulskiej
Problematyczne w konwencji jest patrzenie przez jej autorów na poważny problem społeczny przez ideologiczne, a nie pragmatyczne, okulary. Konwencja wskazuje środki, jakie powinny wdrożyć państwa, aby temu zjawisku przeciwdziałać. Za tym kryje się jednak potężna dawka ideologiczna, obca dużej części polskiego społeczeństwa. Wskazywanie źródeł przemocy w religii, tradycji, podziale ról społecznych, nie jest merytorycznym definiowaniem problemu. Zresztą wystarczy spojrzeć na dane publikowane od lat przez UE. Statystycznie większy problem z przemocą wobec kobiet mają kraje laickie niż tradycyjnie katolickie.
Rozwiązania prawne, które proponuje konwencja, w większości są już w polskim prawie, inne w niej wymienione odstają od naszych realiów (np. zakaz rytualnego wycinania łechtaczek kobietom czy zmuszania do małżeństwa nieletnich). Osobną kwestią jest egzekwowanie prawa w Polsce, jego monitoring, słabość instytucji czy organizacji zajmujących się przemocą.