Artykuł red. Wojciecha Tumidalskiego pt. „Kilka izb SN orzeka o dyscyplinarkach" zamieszczony w „Rzeczpospolitej" z 9 października br. (a także na portalu rp.pl pt. „Adwokatura nie uznaje wyroków izby dyscyplinarnej [pisownie oryginalna – PF] Sądu Najwyższego") zmusza do reakcji, gdyż poważnie zniekształca i wypacza sens opisywanego problemu.
To, co artykuł nazywa nieuznawaniem wyroków Izby Dyscyplinarnej, jest przede wszystkim niewykonywaniem orzeczeń własnego sądownictwa dyscyplinarnego, to jest działaniem samorządu adwokackiego na własną szkodę z oczywistym negatywnym oddziaływaniem na sytuację adwokatury i uprawnione interesy osób reprezentowanych przez adwokatów. Przytoczony przypadek tolerowania wykonywania zawodu przez prawnika wydalonego z adwokatury oznacza w skrajnym przypadku doprowadzenie do nieważności postępowania sądowego, gdy będzie w nim brał udział jako samozwańczy pełnomocnik strony. Ucierpi na tym wizerunek całego wymiaru sprawiedliwości, którego adwokatura jest integralną częścią.