W Sejmie już jest projekt autorstwa Koalicji Obywatelskiej przewidujący odroczenie zakładania PPK, a jeśli już ktoś wykonał ten obowiązek, to zawieszenie składek do końca 2021 r. Pomysł jest racjonalny, gdyż zamrożenie startu PPK ulżyłoby zarówno biznesowi, jak i budżetowi państwa, który dopłaca przecież do składek z pieniędzy publicznych. A te pieniądze mogą się zaraz okazać potrzebne w kolejnej tarczy antykryzysowej ratującej upadające biznesy.
Precedens w sprawie już nastąpił. Na wiosnę, w czasie pierwszej fali epidemii, rząd zdecydował się przesunąć ten obowiązek dla średnich firm na jesień. Dlatego teraz PPK muszą zakładać dwie pokaźne grupy: mali i średni przedsiębiorcy, czyli firmy zatrudniające od 20 do 249 osób, czyli ok. 60 tys. podmiotów i łącznie nawet 4 mln pracowników. A przed nami kolejne kilkaset tysięcy mikroprzedsiębiorców, którzy na wiosnę muszą dopisać do tego systemu kolejne 4 mln zatrudnionych, i administracja publiczna z kilkuset tysiącami urzędników. A nadchodzi kolejna, nawet mocniejsza fala zachorowań, co już przekłada się na zamrażanie kolejnych branż. Przedsiębiorcom dojdą więc koszty, gdy akurat będą potrzebować pieniędzy na przetrwanie.
Czytaj także:
Trwa zacięta walka o podział tortu PPK
Czy koalicja rządząca wysłucha tak pragmatycznej propozycji, gdy jest w sporze światopoglądowym z opozycją? Obawiam się, że nie. Jedyna nadzieja w wicepremierze Jarosławie Gowinie, który nieraz przyjmował probiznesową postawę w czasie głosowań w Sejmie. Bo władza będzie miała spory kłopot z PPK. Na szali jest bowiem także los największych w Polsce podmiotów finansowych, które prowadzą plany i liczą na napływ składek. Poza tym pieniądze zbierane na PPK mają napędzać polską gospodarkę. Rząd musi więc wybrać: albo deregulacja dla biznesu starającego się przetrwać kryzys, albo egzekucja pomysłów przyjętych, gdy nasza gospodarka rozwijała się pełną parą, co teraz, mimo recesji, poprawi wyniki największych instytucji finansowych. Ważne, aby decyzja zapadła szybko. Pytanie, czy politykom wystarczy odwagi. Bo czasy, w których „wszystko będzie dobrze", mamy już za sobą.