O tym, jak się mają do rzeczywistości zapewnienia rządzących o przyjaznym państwie, przekonało się wielu z podatników. Często piszemy o niesprawiedliwych – w ocenie przedsiębiorców – poczynaniach urzędników, którzy zza biurka, schowani za paragrafami, próbują pognębić człowieka w przekonaniu, że dobrze wykonują swoją pracę. W końcu pilnują należności skarbowych w interesie wszystkich. A nie od dziś wiadomo, że jeśli fiskus szuka, zawsze coś znajdzie. Często w ostatniej chwili, bo tuż przed upływem okresu przedawnienia. Znalazł też coś po latach poszukiwań w spółce Komputronik.
Codzienność pokazuje jednak, że urzędnik może się mylić. Sprawa Romana Kluski i wielu innych przedsiębiorców niczego fiskusa nie nauczyła. Ciągle popełnia jeśli nie te same, to podobne błędy. Schemat działania jest taki sam, a jego efekt pewny: firma wpada w kłopoty, staje na skraju bankructwa, aż w końcu upada. Mam nadzieję, że giełdowa spółka Komputronik tego losu nie podzieli, choć znalazła się w bardzo trudnej sytuacji (kolejne banki wypowiadają jej kredyty, a ona złożyła wniosek o rozpoczęcie postępowania sanacyjnego).
Czytaj także: Fiskus nie wierzy kamerom i dokumentom. Żąda milionów
Zapłata niemal 60 mln zł VAT wraz z odsetkami może wpędzić w problemy niejednego przedsiębiorcę. Nie byłby to zresztą pierwszy przypadek, gdy za przekręty kontrahentów odpowie firma, która nieświadomie tworzyła łańcuch transakcji mających na celu wyłudzenie podatku. Tym bardziej że oszukańczy proceder miał miejsce kilka ogniw wcześniej. A firmom nikt wcześniej nie tłumaczył, czego urzędnicy będą wymagali podczas kontroli.
To prawda, że podatnik ma płacić podatki, a fiskus kontrolować. I to sprawnie. Jeśli jednak nie potrafi skończyć w terminie, może to znaczyć jedno: że szuka dziury w całym. I zamiast wykonywać swe zadania, zwy- czajnie nęka przedsiębiorcę. A prawdziwi przestępcy, uczestniczący w karuzelach VAT-owskich, ciągle są poza jego zasięgiem. Jednym słowem, fiskus szuka nie tam, gdzie zginął podatek, lecz tam, gdzie świeci światło.