Szantaż internetowy, tzw. copyright trolling, jest coraz popularniejszy w Polsce. Truizmem byłoby stwierdzenie, iż porządek normatywny ma gwarantować praworządność oraz ochronę praw i wolności jednostki. Tymczasem przepisy prawne stały się groźną bronią w walce o łatwy i szybki zarobek w majestacie prawa pod pretekstem ochrony praw autorskich oraz zwalczania piractwa w sieci.
Dla świętego spokoju
Zjawisko tzw. copyright trolling to działania podmiotów, w tym wykonujących zawody zaufania publicznego (głównie adwokatów i radców prawnych), które wzywają do zapłaty wysokich kwot tytułem zadośćuczynienia na podstawie rzekomego naruszenia praw autorskich. Zapłata określonej kwoty pozwoli uniknąć wszczęcia postępowania sądowego oraz wszelkich konsekwencji prawnych z niego wynikających. Rzeczone wezwania to nic innego niż zastraszanie oraz szantaż – przeciętny Kowalski, czytając takowe pismo wystosowane przez adwokata, bez wahania zapłaci żądaną kwotę, aby po prostu uniknąć problemów, nawet jeśli jest niewinny. Należy podkreślić, iż ochrona praw autorskich to jedynie pretekst do szybkiego zarobienia pieniędzy, a omawiana metoda w wielu państwach uznana została kategorycznie za nieetyczną oraz godzącą w autorytet osób wykonujących zawód zaufania publicznego.
Szantaż internetowy w Polsce staje się coraz popularniejszy przede wszystkim za sprawą jednej z warszawskich kancelarii adwokackich, która uczyniła sobie z rzeczonej działalności wygodne źródło dochodów kosztem nierzadko niewinnych ludzi. Należy więc zadać pytanie: czy jest to zgodne z polskim porządkiem normatywnym czy też wypacza literę prawa? Odpowiedź jest oczywista. Zgodnie bowiem z art. 5 kodeksu cywilnego nie można czynić ze swego prawa użytku, który by był sprzeczny ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem tego prawa lub z zasadami współżycia społecznego, takie zaś działanie lub zaniechanie uprawnionego nie jest uważane za wykonywanie prawa i nie korzysta z ochrony.
Skończyło się na opinii
Pojawia się jednak kolejne pytanie: jak zakwalifikować opisane działanie? Podobne postępowanie pseudo- obrońców praw autorskich z pewnością zostałoby uznane za próbę wyłudzenia. Co więc sądzić o procederze copyright trollingu w wykonaniu adwokata lub radcy prawnego? Aktualnie na polskim gruncie fakt wykonywania zawodu zaufania publicznego zdecydowanie łagodzi, a nawet eliminuje nieetyczny charakter omawianego działania. Naczelna Rada Adwokacka wyraziła wprawdzie pogląd, iż masowe wysyłanie wezwań do zapłaty z zamiarem uzyskania od adresatów nienależnych pieniędzy może być działaniem sprzecznym z zasadami etyki i trzeba zgłaszać każdy taki przypadek do rzecznika dyscyplinarnego, jednak na wyrażeniu tego stanowiska na razie się zakończyło. Podobną opinię ma Naczelna Rada o sposobie, w jaki prawnicy uzyskują dane osobowe potencjalnych adresatów, które są konieczne do wystosowania wezwań do zapłaty (imię, nazwisko, adres zamieszkania). Odbywa się to poprzez zainicjowanie postępowania karnego, a właściwie nadużycie przepisów ustawy karnoprocesowej jedynie w celu pozyskania rzeczonych danych. Również generalny inspektor ochrony danych osobowych określił przedstawiony proceder jako „głęboko nieetyczny".
To tylko przykrywka
Oczywiste jest, iż bezprawne rozpowszechnianie cudzych utworów objętych prawami autorskimi podlega penalizacji na podstawie przepisów karnych ustawy z 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych, a sprawca takiego czynu niewątpliwie powinien zostać pociągnięty do odpowiedzialności. Copyright trolling znajduje jednak głównie zastosowanie do korzystania z tzw. sieci peer-to-peer, czyli sposobu obustronnej wymiany plików, gdy dana osoba, pobierając utwór, jednocześnie udostępnia pobraną już część innym użytkownikom sieci, najczęściej nawet nie zdając sobie z tego sprawy, bo ustawienia w programach są automatyczne. Problematyczna jest jednak kwestia winy oraz świadomość i wola popełnienia przedmiotowego przestępstwa, co z kolei decyduje o wymiarze ewentualnej kary. Z pewnością okoliczności te nie są brane pod uwagę w procesie ustalenia proponowanego „ugodowego zadośćuczynienia" przez osoby wysyłające wezwania do zapłaty, skoro część pism trafia również do niewinnych ludzi. Nadto wątpliwe jest, aby zasądzono horrendalne odszkodowanie lub zadośćuczynienie od przeciętnego człowieka, który pobrał na własny użytek jeden utwór, nie mając na celu korzyści majątkowej ani tym bardziej uczynienia sobie z takowego przestępstwa stałego źródła dochodu albo działalności przestępnej, a także nie jest świadomy udostępniania pobranej już części utworu. Wniosek jest więc prosty – postępowanie sądowe dla podmiotów stosujących copyright trolling zdecydowanie nie jest opłacalne. Dlatego właśnie zastraszają, aby adresat z własnej woli niezwłocznie dokonał zapłaty.