„Rzeczpospolita" w wersji elektronicznej się rozwija. Wywiady na żywo w formie telewizyjnej są często superinteresujące. Zaskakuje mnie jednak wybór niektórych interlokutorów. Osoby znane z kontrowersyjnych wypowiedzi są zapraszane i mówią, co im ślina na język przyniesie. A potem jeszcze „Rz" robi streszczenie w formie pisemnej tych durnot. Bo jak można inaczej nazwać zaproszenie muzyka znanego z wypowiedzi publicznych, że Polacy są faszystami i rasistami, który z poważną miną dwukrotnie powtarza w wywiadzie, że ponad 80 proc. Polaków to idioci. Ja bym tego nie puścił, ale to sprawa redakcji. Zastanawiałem się i jestem przekonany, że narusza to art. 133 polskiego kodeksu karnego: „Kto publicznie znieważa Naród lub Rzeczpospolitą Polską, podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech".
Nie ukrywam, że mnie ta wypowiedź bardzo dotknęła. Nie zapomniałem czasów, gdy musiałem biegać z gazetką szkolną do Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk na ul. Mysią 2 w Warszawie, by dostać stempelek, że możemy powielić gazetkę w 50 egzemplarzach. Czy redakcja nie powinna wypowiedzi obrażających cenzurować? W komentarzu do kodeksu karnego pod red. dr. hab. Michała Królikowskiego i prof. dr. hab. Roberta Zawłockiego autorzy napisali: „Bezprawność zachowania kryminalizowanego w art. 133 k.k. nie doznaje wyłączenia ze względu na jakikolwiek aspekt wolności wypowiedzi (np. krytyki... ), w tym także wypowiedzi artystycznej (również satyry)(...). Tam, gdzie dochodzi do znieważenia, kończy się wolność wypowiedzi (...)".
Słowo wytrych
Felieton miał być w całości poświęcony reformie sądownictwa, ale ile można o tym pisać? Za czasów mojej pracy w polskim ministerstwie w latach 70. ubiegłego wieku funkcjonowało kilka słów wytrychów. Jednym była reorganizacja, która nigdy niczego dobrego nie wróżyła. Potem były restrukturyzacje, przekształcenia, prywatyzacje i inne hasła, za którymi kryły się działania mało mające wspólnego ze znaczeniem wymienionych słów. „Reforma" absolutnie odgrywa rolę przewodnią! Reforma zdrowia, reforma administracji, reforma gospodarki, rządu, no i oczywiście sprawiedliwości. Nie jestem historykiem i nie wiem, ile z tych „reform" wyszło Polsce na dobre. Wydaje mi się, że mało, jeśli kolejny rząd robi kolejną reformę – sądownictwa...
A komentarze są takie: „reforma Gowina to mały pikuś przy zapowiedziach MS w sprawie reformy sądownictwa"; „poraża rozmachem"; „nie kończy się"; „istotne zmiany są wprowadzane i zaraz wycofywane"; „Polskie sądy znów szykują się do reformy"; „Sądy czeka kolejna reforma: funkcja przewodniczącego wydziału do likwidacji"; „Kolejna reforma w sądownictwie ma zmniejszyć napływ spraw"; „Jak wyprowadzić sądy z zapaści"; „Reforma sądownictwa się nie kończy" itp. Uff...
W 2015 r. do sądów wszystkich szczebli wpłynęło około 15,5 mln spraw. Dla mnie jest to ilość nie do pojęcia. Ale czytam tyle ile mogę o reformie i coraz bardziej nie pojmuję sprzeczności sugerowanych „lekarstw" na podobno złe działanie sądownictwa. I tak, jedni uważają, że jest za dużo sędziów (około 10 tys.), drudzy, że za mało; że trzeba utworzyć tak zwane biura sędziego, to znów że sędziowie są leniwi i asystenci piszą za nich uzasadnienia wyroków, a także że asystentów i referendarzy jest zdecydowanie za mało, ale brakuje etatów, chociaż ciągle wielu z nich odchodzi z pracy dobrowolnie; że należy zlikwidować małe sądy (to już było przerabiane!) lub zlikwidować sądy rejonowe i przekazać sprawy podlegające ich jurysdykcji do sądów okręgowych. W końcu – powszechna jest opinia, że potrzeba wizji wymiaru sprawiedliwości. Tylko nikt nie wie, jak ta wizja ma wyglądać.