Afera nadaje się szczególnie dla komisji śledczej: z jednej strony 19 tys. pokrzywdzonych oczekuje szybkiego wyjaśnienia sprawy, a rozpoczęty dwa miesiące temu proces karny szefów tej spółki zapowiada się na lata. Z drugiej strony dla obywateli i państwa najważniejsza jest odpowiedź na pytanie, jakie urzędy i jakie procedury zawiodły i czy aferzyści nie mieli politycznego parasola zarówno na Pomorzu, jak i w Warszawie.
A tam i tu rządziła Platforma Obywatelska. I to jest trudniejsza strona zadania komisji, gdyż pojawiać się będą zarzuty o polityczną motywację tego dochodzenia, a nawet polityczną zemstę, tym bardziej że PiS ma większość w Sejmie i władzę.
Ta większość ma też jednak zalety: PiS może sprawniej wyznaczyć zakres prac komisji i narzucić jej wartkie procedowanie, może też liczyć na wsparcie prokuratury oraz innych urzędów w kwestiach dowodowych.
To jednak nie wystarczy. Skład i prace komisji muszą być dobrze przygotowane, komisja wymagałaby raczej mniejszego składu, nie 11, ale np. siedmiu posłów, najlepiej doświadczonych prawników, którzy na posiedzenia przychodzą przygotowani i nie dają się zapędzić np. adwokatom w kozi róg. Doświadczenia z poprzednich komisji są pod tym względem mało obiecujące, poza pierwszą w sprawie afery Rywina, w której karierę robili Jan Rokita z PO i Zbigniew Ziobro z PiS.
Chodzi o to, by obrady, przesłuchania były merytoryczne, nie zastępowały sądu i śledztwa, ale je uzupełniały, zmierzając do wyjaśnienia wyznaczonej komisji kwestii. Taką sprawność ma szansę osiągnąć tylko zgrany zespół posłów z mocną wolą ustalenia prawdy.