O potrzebie sprawnego nadzoru finansowego przypomniała dyskusja, jak pomóc frankowiczom i kogo tą pomocą obciążyć. To niejedyny problem z sektorem finansowym. Tylko w jednej z ostatnio rozpatrywanych spraw w Sądzie Najwyższym nieuczciwa pracownica dużego banku wykonała kilkaset złodziejskich transakcji, okradając klientów na 4,7 mln zł. Gwoli sprawiedliwości, namierzyła ją kontrola banku, ale dopiero po czterech latach.
Mówimy tu jednak nie o indywidualnych przestępstwach, ale o masowych nieprawidłowościach na niekorzyść nie dość świadomych klientów, często formalnie zgodnych z prawem, takich jak polisolokaty, kredyty indeksowane do obcych walut, toksyczne opcje walutowe dla firm czy jedna z młodszych afer – Amber Gold. Wydarzyły się, choć u swego zarania III RP przeżyła kosztowne afery Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego i Art B.
Jestem za odchudzeniem urzędów i ograniczeniem liczby urzędników, do czego obecny rząd, który tyle mówił o wolności i szkodliwej biurokracji, się nie śpieszy. Nasze życie publiczne na każdym kroku wykazuje głęboką ingerencję urzędów, a tolerowanie tego stanu, a w zasadzie patologii, świadczyć może o oderwaniu klasy politycznej od potrzeb rzeczywistości. Kontrolują nas przy wycince drzewek na prywatnej działce, przy parkowaniu auta na opuszczonym miejskim placyku, policja łapie za przekroczenie szybkości o 10 km, że nie wspomnę o mękach drobnych przedsiębiorców czy budujących domek. Trzeba ograniczyć tę wszechkontrolę.
Powiem nieco cynicznie: przecież dla władzy stanowisk starczy, za to obywatele poczują oddech wolności, o której mimo wymarzonej demokracji chyba już zapominają. Twarde elementy państwa: armia, dyplomacja, muszą być zawsze sprawne. Także nadzór finansowy, bo pieniądze są dzisiaj jak armaty. Musi być kompetentny i uczciwy.