Same interpretacje podatkowe stawiają nieco świat na głowie. Państwo bowiem chce w nich wytłumaczyć, jak rozumieć prawo, które wcześniej stworzyło. Przyznaje się więc przed sobą, że stworzyło coś nieczytelnego i niezrozumiałego, i nie wyciąga z tego żadnych wniosków.
Interpretacje wydawały się długo wygodnym narzędziem, bo skoro je wydajemy, spokojnie tłumacząc, jak rozumieć podatkowe zawiłości, jesteśmy zwolnieni z dbania o klarowność prawa. Do takiej sytuacji my, podatnicy, zdążyliśmy się przyzwyczaić. Co więcej, owe interpretacje traktujemy jako zbawienną busolę, która pomaga nam uniknąć podatkowych raf, robiących z nas, świadomych bądź nie, przestępców podatkowych.
Wydawało się, że władza podatkowa i podatnik żyją w symbiozie. Bo wszyscy zgodzili się i zaakceptowali, że w Polsce prostego prawa być nie może. Każdy przepis da się interpretować na sto sposobów, a jak nie starcza intelektu, zawsze może pomóc oświecony urzędnik skarbowy. Tyle że ostatnio fiskus zaczyna coraz częściej łamać ten wygodny konsensus, ociągając się z dzieleniem się wiedzą. W ciągu kilku lat liczba wydawanych interpretacji podatkowych spadła o blisko połowę – do 20 tys. rocznie. Urzędnicy, którym pracy zaczęło gwałtownie przybywać w związku z pytaniami podatników, doszli do wniosku, że skuteczną tamą będzie pobieranie za wydanie interpretacji pieniędzy. A jeśli sprawa jest złożona, to należy ją podzielić na kilka wątków, od każdego pobierając stosowną opłatę. Innym sprawdzonym sposobem była gra na zmęczenie. Czekającego na odpowiedź obywatela zasypywał grad pytań o uszczegółowienie problemu, co przy formule pisemnej znacznie wydłużało czas ostatecznej odpowiedzi.
Na tym nie koniec. Gdy podatnik niewłaściwie zada pytanie lub będzie chciał wiedzieć za dużo, zawsze może zostać posądzony o próbę nielegalnej optymalizacji podatkowej. A za to grożą nie tylko kontrole, ale i surowe sankcje. Potencjalnemu winowajcy pozostawało więc i pozostaje tylko jedno: wystąpić o tzw. opinię zabezpieczającą. A to już koszt 20 tys. zł. Tak oto szlachetna idea pomocy podatnikom sięga bruku. A państwo, które jest odpowiedzialne za złe, niezrozumiałe prawo, chce jeszcze na jego tłumaczeniu zarobić.
Czytaj też: Sprzedajesz sto działek? Płać sto razy za interpretację