Sugestia, która wyszła od Ministra Finansów, biorącego udział w konsultacjach nad projektem ustawy autorstwa Patryka Jakiego, szybko, i chyba trochę bezrefleksyjnie, została uwzględniona w jego najnowszej wersji. Pojawił się w niej przepis według którego gminy mają wpłacać na fundusz reprywatyzacji równowartość połowy rekompensaty, jaką otrzymają dawni właściciele i ich spadkobiercy za zabrane po II wojnie światowej nieruchomości, o ile obecnie korzystają z nich samorządy.
Taki nowy obowiązek może być jednak dla coraz bardziej zadłużonych gmin nie do przyjęcia. Zwłaszcza, że proces przekazywania im przez władze centralne, kolejnych kosztownych obowiązków trwa od lat, nie idą za tym jednak żadne dodatkowe środki finansowe. Pomysł aby samorządy współfinansowały reprywatyzację pojawił się chyba w najgorszym momencie - na rok przed wyborami samorządowymi. Nie należy się spodziewać aby uzyskał aplauz ze strony zarówno lokalnych włodarzy jak i społeczności. Stanie się on zapewne łatwym celem dla politycznych oponentów PiS, podnoszących że oto rząd chce finansować za lokalne pieniądze reprywatyzacje, kosztem budowy dróg, mostów i szkół.
Zapis ten może się również okazać sporym problemem dla firmującego całą reprywatyzacyjną operację wiceministra Patryka Jakiego, który jest wymieniany jako potencjalny kandydat PiS-u w wyborach na prezydenta stolicy.
Projekt dużej ustawy reprywatyzacyjnej miał być jednym z kół zamachowych jego kampanii. Po wprowadzeniu proponowanych zmian może okazać się jednak kamieniem u szyi wiceministra. Trudno będzie mu wytłumaczyć mieszkańcom Warszawy, że setki milionów złotych, które mogłyby być przeznaczone na rozwój miasta, zostaną przeznaczone na finansowanie czegoś, co powinno zostać opłacone z budżetu centralnego. To niebezpieczna sytuacja dla tego polityka, bo projekt, który miał mu przynieść polityczne profity, może przerodzić się w spektakularną klęskę.
Nie mówiąc już o samym procesie reprywatyzacji, który w końcu po tylu latach mógł zostać przeprowadzony w cywilizowany sposób.