Na Polski Ład – zwłaszcza jego część dotyczącą podatków – spadł już grad krytyki. Zastrzeżenia wyrazili ekonomiści, przedsiębiorcy, prawnicy i eksperci podatkowi. Zwracano uwagę na negatywne skutki reform dla biznesu, a w konsekwencji dla tzw. klasy średniej, która jest z nim sprzężona.
Kilka dni temu Komisja Finansów Publicznych zaledwie w 13 godzin uporała się z 700-stronicowym dokumentem. Oczywiście w Sejmie nie takie już rzeczy przechodziły. Tylko że obecnie forsowane zmiany są największą reformą podatkową od czasu transformacji ustrojowej. Tego rodzaju przedsięwzięcie wymaga nie tylko precyzyjnego i przemyślanego prawa, ale też wszechstronnej analizy dalekosiężnych skutków, nie tylko podatkowych czy gospodarczych, ale też społecznych.
Czytaj więcej:
Problemem nie są niedoróbki w pośpiesznie pisanym projekcie. Z nimi państwo się z czasem upora, uszczelniając system. Istota problemu leży gdzie indziej. Otóż Polska przez wiele lat była krajem restrykcyjnego prawa podatkowego. Do legend wręcz już przeszły historie firm i podatników zniszczonych przez fiskusa, którzy wpadli w pułapkę złego, niejasnego prawa, którego strażnicy okazywali się bezwzględni. Wychodzenie z opresyjnego państwa fiskalnego trwało długo, ale dziś jest wielką zdobyczą. Państwo, zamiast ścigać obywateli za pomocą kruczków prawnych i niejasnych interpretacji albo kontrolować tygodniami na chybił trafił pechowe firmy, skupiło się na ściganiu prawdziwych podatkowych oszustów. Mentalną metamorfozę przeszło wielu urzędników skarbowych, którzy dziś bardziej są skłonni w pierwszym odruchu pomóc, niż uderzyć w pogubionego podatnika.
Dobre państwo to takie, które tworząc i egzekwując przyjęte prawa, pozostaje blisko obywatela. Tymczasem polski podatkowy nowy ład nie dość, że jest projektem wprowadzonym bez szerokiego konsensusu społecznego, to jeszcze uderza może nie w najliczniejsze grupy obywateli, ale jednak istotne dla rozwoju państwa. Mowa o wspomnianej już klasie średniej oraz przedsiębiorcach, czyli tych najbardziej kreatywnych. Zaklinanie rzeczywistości, że oto następuje „historyczna obniżka podatków", nie wytrzymuje zderzenia z faktami. Czy te setki tysięcy przedsiębiorców (a z rodzinami – miliony ludzi) mają być wykluczone z tego historycznego sukcesu? Czy mają być tylko dawcami kapitału, kategorią nieujętą w owym sukcesie? Takie rozumowanie jest krótkowzroczne i PiS zapłaci za to polityczną cenę.