Rząd chce zachęcić emigrantów do powrotu do kraju. Mają ich przyciągnąć ulgi podatkowe. Najważniejsza z nich to 50-proc. ulga w podatku dochodowym. Niestety, zostanie ona szybko zniwelowana podwyżką składki zdrowotnej. Cel jest co prawda szczytny, bo zwiększenie nakładów na służbę zdrowia, ale bez względu na to, jak dużo zapłacą od swoich dochodów po powrocie do ojczyzny, ich miejsce w kolejce do lekarza nie ulegnie zmianie. Nie dostaną też z tego tytułu wyższej emerytury w przyszłości czy choćby zasiłku, gdyby zachorowali na Covid-19.
Dla tych dysponujących większym majątkiem niespodzianką będzie też unijny exit tax. Może się okazać, że po kilku latach pobytu w kraju zapragną znów wyjechać za granicę. Będą musieli się wtedy liczyć ze słonym opodatkowaniem majątku wyprowadzanego z ojczyzny.
Pokazuje to tylko, jak naszym rządzącym brakuje pomysłów na ściągnięcie do kraju Polaków obawiających się np. brexitu. Początkowo przyjęli postawę, jakby samo wyjście Zjednoczonego Królestwa z UE stanowiło wystarczającą motywację do powrotu. Najnowsze zachęty to chyba tylko chwyt marketingowy, na który skusić może się niewielu.
Biblijny syn marnotrawny powracający do ojca mógł liczyć na najlepsze szaty i posiłki. Polacy chcący wrócić do ojczyzny muszą zdać się na chłodną kalkulację. Bo w tym przypadku można dojść do wniosku, że nasz rząd pisze nową przypowieść, w której ojciec czeka na marnotrawnego potomka z rózgą i kasą fiskalną. A jego brata, który przy nim przez te wszystkie lata podatkowych zmian wytrwał, coraz mocniej zachęca do wyjazdu.
Czytaj też: Ulga na powrót do Polski może rodakom nie wystarczyć