Rządowa histeria podatkowa

To już nie jest dociskanie śruby. To fiskalna histeria rządu. Niedługo składki ZUS będziemy płacić od wdychanego powietrza, a podatki od wydobywającego się z komina dymu. Dzisiaj w „Rzeczpospolitej" opisujemy kolejny odcinek tego serialu – ofiarą fiskusa padną twórcy.

Publikacja: 13.02.2014 04:30

Bartosz Marczuk

Bartosz Marczuk

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompała

Rząd powoli zamienia się w bezwzględnego, bezrefleksyjnego poborcę podatkowego. Strach, co będzie dalej, gdy lewicowe nawrócenie premiera Donalda Tuska wywoła u niego gorliwość neofity. Wszystkim entuzjastom rządowej batalii – ozusować i opodatkować  wszystko, co się da – trzeba przypomnieć genialną w swojej prostocie klasyfikację wydatków stworzoną przez ekonomistę Miltona Friedmana. Powinna ona stępić ich argumenty o konieczności „bilansowania systemu emerytalnego", „sprawiedliwszym podatkowaniu bogatych" czy „solidarności społecznej". Noblista pisze o czterech wariantach wydawania pieniędzy.

1. Wydajemy zarobioną pensję na siebie samych. Mamy wtedy najsilniejszy bodziec do tego, by wydając jak najmniej, kupić najlepszą usługę.

2. Wydajemy nasze pieniądze na kogo innego. Też szanujemy każdą złotówkę, bo znamy trud ?jej zarabiania, ale bodziec, by kupić najlepszy z możliwych towarów, jest mniejszy.

3. Wydajemy cudze pieniądze na siebie. Nie liczmy się specjalnie z groszem, ale staramy się kupić dobry towar.

4. Wydajemy nie swoje i nie na siebie. Bodziec oszczędnego wydawania i skrupulatnego poszukiwania najlepszej okazji z możliwych działa tu najmniej.

W tej ostatniej sytuacji są urzędnicy i rząd. Wydają pieniądze w najgorszy, najmniej efektywny sposób. Dzielą zarobione przez nas bogactwo – sam rząd jest z definicji bezproduktywny – na rzeczy, które nie dotykają ich bezpośrednio.

Naprawdę ciężko zrozumieć wiarę rządu w to, że nieustanne podnoszenie podatków i składek pomoże naszej gospodarce, pracownikom i bezrobotnym. To także o tyle trudniejsze do pojęcia, że mimo tej ofensywy w budżecie wciąż zieje dziura. Jest bowiem taki poziom fiskalizmu, który uruchamia ucieczkę do szarej strefy lub za granicę. To m.in. dlatego miliony Polaków wybrały już dla siebie inne zielone wyspy.

Rząd powoli zamienia się w bezwzględnego, bezrefleksyjnego poborcę podatkowego. Strach, co będzie dalej, gdy lewicowe nawrócenie premiera Donalda Tuska wywoła u niego gorliwość neofity. Wszystkim entuzjastom rządowej batalii – ozusować i opodatkować  wszystko, co się da – trzeba przypomnieć genialną w swojej prostocie klasyfikację wydatków stworzoną przez ekonomistę Miltona Friedmana. Powinna ona stępić ich argumenty o konieczności „bilansowania systemu emerytalnego", „sprawiedliwszym podatkowaniu bogatych" czy „solidarności społecznej". Noblista pisze o czterech wariantach wydawania pieniędzy.

Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd, weryfikując tzw. neosędziów, sporo ryzykuje
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Deregulacyjne pospolite ruszenie
Opinie Prawne
Michał Bieniak: Adwokat zrobił swoje, adwokat może odejść
Opinie Prawne
Maria Ejchart: Niezależni prawnicy są fundamentem państwa prawa
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Łaska Narodu na pstrym koniu jeździ. Ale logika nie