Na sędzię Irenę Kamińską mówiącą podczas kongresu prawników o „nadzwyczajnej kaście", czyli szczególnych obowiązkach sędziów wobec społeczeństwa, posypały się gromy. Zwolennikom „dobrej zmiany" udało się odwrócić znaczenie jej słów, by przedstawić sędziów jako kastę osób szczególnie uprzywilejowanych. I na tym paliwie działa machina reform w sądach, które, owszem, potrzebują lepszych kodeksów do prowadzenia procesów, lecz wciąż się ich nie doczekały. Dostały za to nowych prezesów, a ci – mimo nawet najlepszych chęci, jak w Warszawie – mają przeciw sobie większość sędziów. Temidy nie da się zaś zmienić, wojując z tymi, których chce się reformować.
Czytaj także:
KRS znalazła sztuczkę, by kończyć konkursy na wakat
Członków Krajowej Rady Sądownictwa Sejm obecnej kadencji wybrał głównie spośród sędziów sądów rejonowych. Oficjalnie dlatego, by KRS stała się reprezentatywna, bo politycy PiS twierdzili, że to ciało składa się z sędziów wyższych instancji, więc prawdziwe problemy tych liniowych na dole nie są im znane. No to zyskaliśmy w Radzie sędziów rejonowych, ale kilku spośród nich już awansowało do sądów okręgowych. Niektórzy – będąc formalnie sędziami rejonowymi – nawet prezesują sądom wyższego szczebla. Upada więc jedno z głównych uzasadnień zmiany.
Zgromadzenia sędziów buntują się przeciw KRS i – mając uzasadnione wątpliwości co do kształtu Rady, której nawet nie wybierają – nie chcą opiniować kandydatów do awansu. Tymczasem Piotr Schab, główny sędziowski rzecznik dyscyplinarny i sędzia o przyzwoitym dorobku, chciałby być już sędzią apelacyjnym. A KRS nie przeszkadza nawet, że jego macierzysty sąd okręgowy nie przesłał Radzie jego akt personalnych. Może więc dostarczy je Radzie sam, jak, nie przymierzając, jeden z nowych sędziów Sądu Najwyższego Kamil Zaradkiewicz? Ten wydał decyzję o odsunięciu od czynności służbowych prezesa Izby Cywilnej SN i niczym sądowy woźny osobiście przekazał akta pewnej sprawy z jednej izby do drugiej. Teraz pierwsza prezes Sądu Najwyższego chce, by wyjaśnił to rzecznik dyscyplinarny.