Apel „Rzeczpospolitej" o konstytucyjną debatę uważam za inicjatywę znakomitą. Mamy nowego prezydenta, przygotowujemy się do wyborów parlamentarnych, co stwarza wyjątkowo korzystne warunki dyskusji. Potem nastąpią prawie cztery lata „bezwyborcze". Będzie czas na opracowanie przez nowy parlament różnych prawnych wariantów poważnej reformy państwa. Czy posłowie wezmą się do tego? Wierzę, że tak.
Solenna publiczna debata nad zmianą ustawy zasadniczej już sama w sobie jest patriotycznym dobrem, bo wymusza na dyskutantach głęboki namysł nad dotychczasowymi strukturami i funkcjonowaniem ojczyzny. Nawet jeśli przedstawionych pomysłów i projektów nie uda się od razu uchwalić, w obywatelskich umysłach pozostanie „wartość dodana". Przede wszystkim zorientujemy się, czego chcemy i jaka jest społeczna hierarchia tych „melioracyjnych" potrzeb.
Warto pytać naród
Jedną ze wskazówek dla takiej opiniodawczej diagnozy może być wiosenny sondaż IBRIS. Rzecz jasna – tylko wskazówką, skoro ankietowanym zaproponowano do wyboru skromny zestaw sześciu możliwości. Duża reforma konstytucji to nie w kij dmuchał i nie wyobrażam sobie, by nie włączyły się do tych prac największe socjometryczne firmy, realizując nie tylko zamówienia prasy, radia i telewizji, lecz też zlecenia rządowe i parlamentarne. Kompleksowe i miarodajne badania narodu muszą kosztować.
Dlaczego od razu duża reforma? Drobne zmiany miałyby znaczenie znikome, zapewne nawet byśmy ich nie zauważyli. Tymczasem przy i po Okrągłym Stole szybko powstały strukturalne zręby państwa, które 26. rok stoją do dziś, niczym konstrukcja rodzinnego domu. Nikt nie zamierza burzyć jego demokratycznych fundamentów (prawa, wolności i obowiązki obywatela) ani zdejmować dachu (NATO, UE), ale pokoje, przynajmniej niektóre, można przebudować. Potrzebny jest prawdziwy remont generalny.
Jeśli, oczywiście, taka będzie wola domowników. Tę zaś ma wskazać medialna debata i wspomniane sondaże.