Cichocki: Pułapka biopolityki

Tradycyjne podziały polityczne tracą na znaczeniu. Zastępują je dwie narracje odwołujące się do strachu i nadziei.

Aktualizacja: 28.02.2021 19:34 Publikacja: 28.02.2021 19:02

Marek A. Cichocki

Marek A. Cichocki

Foto: Fotorzepa/ Robert Gardziński

Pogłębiający się za sprawą pandemii kryzys zachodnich europejskich społeczeństw sprawia, że tradycyjne polityczne podziały, takie jak prawica i lewica czy ostatnio liberalizm i populizm, zacierają się coraz bardziej. Zastępowane są nową dominującą linią podziału, określającą dziś współczesną politykę – między „projektem strach" i „projektem nadzieja".

Podsycanie lęku, poczucia zagrożenia czy tworzenie wręcz apokaliptycznych wizji stało się ostatnio popularną polityczną metodą wygrywania wyborów i gromadzenia zwolenników, szczególnie atrakcyjną w czasach zagubionych, przepełnionych trwogą o przyszłość społeczeństw. Jednak strach nigdy nie idzie w parze z wolnością i dlatego tak bardzo potrzebny jest „projekt nadzieja".

Wyśmiewanie więc prób stworzenia jakiegoś dającego ludziom nadzieję planu wyjścia z obecnej sytuacji, otwarcia perspektywy na przyszłość wydaje mi się wyjątkowo niemądre. Widzę natomiast w tych próbach na pewno jeden istotny problem – brak podmiotowego potraktowania ludzi.

Kilkadziesiąt lat temu francuski filozof Michel Foucault spopularyzował pojęcie biopolityki – zdrowotnej kontroli społeczeństwa czy nawet globalnej populacji. Historycznie rozwój biopolityki zawsze związany był z rozprzestrzenianiem się chorób i zjawiskiem pandemii. Obecnie doświadczamy podobnej sytuacji. Jednak sprowadzenie polityki przede wszystkim do kwestii zdrowotnej grozi popadnięciem w absurd. Jest to dzisiaj sytuacja wielu państw w Europie, gdzie rządy, chcąc legitymizować swoje kontrowersyjne działania, chowają się za plecami doradczych gremiów złożonych z wirusologów.

Nie zazdroszczę tym, którzy w tych niewdzięcznych czasach muszą podejmować trudne polityczne decyzje. Nie lekceważę też opinii lekarzy. Uważam tylko, że społeczeństwo jest rzeczywistością o wiele bardziej złożoną – nie można o nim dyskutować tylko przez problem transmisji wirusa. Dlatego z równą uwagą wsłuchiwałbym się w głos etyków, psychologów, ekonomistów czy socjologów. Ich punkt widzenia ma taką samą wagę.

Ci, którzy chcą postawić dzisiaj na „projekt nadzieja" i którzy zastanawiają się nad perspektywą jakiegoś nowego ładu po pandemii, nie powinni owego złożonego charakteru społeczeństwa stracić z oczu. Rządzący mogą bowiem zaprojektować najróżniejsze programy, traktując je jako konieczne bodźce dla przyszłego rozwoju, jednak w znacznym stopniu ich sukces zależeć będzie od tego, jakie będzie „morale" społeczeństwa w momencie faktycznego wychodzenia z pandemii.

Autor jest profesorem Collegium Civitas

Pogłębiający się za sprawą pandemii kryzys zachodnich europejskich społeczeństw sprawia, że tradycyjne polityczne podziały, takie jak prawica i lewica czy ostatnio liberalizm i populizm, zacierają się coraz bardziej. Zastępowane są nową dominującą linią podziału, określającą dziś współczesną politykę – między „projektem strach" i „projektem nadzieja".

Podsycanie lęku, poczucia zagrożenia czy tworzenie wręcz apokaliptycznych wizji stało się ostatnio popularną polityczną metodą wygrywania wyborów i gromadzenia zwolenników, szczególnie atrakcyjną w czasach zagubionych, przepełnionych trwogą o przyszłość społeczeństw. Jednak strach nigdy nie idzie w parze z wolnością i dlatego tak bardzo potrzebny jest „projekt nadzieja".

Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Czy tragiczna historia znów może się powtórzyć?
Opinie polityczno - społeczne
Bartosz Marczuk: Warto umierać za 500+
Opinie polityczno - społeczne
Czas decyzji w partii Razem. Wybór nowych władz i wskazanie kandydata na prezydenta
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Kandydatem PiS w wyborach prezydenckich będzie Karol Nawrocki. Chyba, że jednak nie
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie polityczno - społeczne
Janusz Reiter: Putin zmienił sposób postępowania z Niemcami. Mają się bać Rosji