Osiągnęliśmy bardzo wiele zarówno w sferze gospodarczej, jak i społecznej. Widzimy, jak Polska lokalna zmieniła się na lepsze w porównaniu do sytuacji z początku lat dziewięćdziesiątych. O osiągnięciach pisałem już wielokrotnie, dzisiaj trochę więcej o ciemnej stronie tego samorządowego trzydziestolecia. Wydawało się na początku zmian, że wraz z ustrojem PRL odejdzie w zapomnienia korupcja, układy wzajemnego wspierania się, nepotyzm itp. Niestety to mrzonki. Wystarczy tylko otworzyć prasę. Co chwilę możemy znaleźć w niej informacje o nieuczciwych urzędnikach, skorumpowanych politykach czy horrendalnych zarobkach niektórych przedstawicieli lokalnego establishmentu. Nie przez przypadek wielkie oburzenie w ostatnim czasie na Dolnym Śląsku wywołała sprawa niejakiego Dariusza Stasiaka, urzędnika z biednej, 8-tysięcznej Ścinawy, zarabiającego z kasy samorządu blisko 0,5 miliona złotych. Co do etyczności i zasadności takich zarobków wypowiedzieli się już w mediach społecznościowych mieszkańcy samej Ścinawy oraz prasa, nazywając Stasiaka „Baronem ze Ścinawy”.
Jak pokazuje ten przykład, Państwo nasze toczy gangrena układów i układzików. Najwięcej winy ponosi władza (bez względu na opcję polityczną), która taką sytuację w mniejszym lub większym stopniu tolerowała, czy wspierała i wspiera z różnych względów. W ostatnich latach tego typu procesy przyspieszyły i należy bić na alarm. Trzeba sobie jasno powiedzieć i zapamiętać, że każda władza wypacza się prędzej czy później i po to są wybory, aby zmienić sytuację. Jest to jednak za mało.
Niewątpliwie dużo do powiedzenia mają wyborcy i organizacje pozarządowe. Zanim wybierzemy, należy kandydatów prześwietlić. Łatwiej jest z tymi, którzy już zasiadali we władzach samorządowych. Plusem jest także, że ci politycy nie są anonimowi w lokalnych społecznościach. Wyborca przed głosowaniem musi dobrze przyjrzeć się kandydatowi, ocenić jego kompetencje, osiągnięcia i co zrobił dotychczas dla społeczności lokalnej. Niby truizmy, ale ilu z nas tak postąpiło? Podobnie organizacje pozarządowe mogą także uczulić wyborców, podając fakty z działalności kandydatów, szczególnie tej negatywnej. Trzeba zerwać też z zasadą, że głosujemy gremialnie na pierwszych dwóch-trzech kandydatów z listy. To działa niemal jak automat. Tymczasem im trzeba się szczególnie przyjrzeć, ponieważ mają największe szanse zostać wybranym. Wewnętrzne sito partii desygnującej kandydatów jest zbyt dziurawe i trzeba zagęścić oczka.
Pytanie otwarte, dlaczego ludzie nie chcą się angażować w działalność społeczną, a szczególnie w tępienie okalającego nas zła? Dlaczego w wyborach samorządowych notujemy niską frekwencję, skoro samorząd powinien zajmować się sprawami, które mieszkańców żywotnie interesują? Są różne uczone ustalenia, ja natomiast spojrzę na ten problem od strony praktycznej. Duża część społeczeństwa nie angażuje się, ponieważ jest zajęta swoimi sprawami i uczestnictwo w życiu społecznym mało lub wcale jej nie interesuje. Ale ludzie mają też swój ogląd sytuacji i wyrażają go m.in. na forach społecznościowych. Często obnażają tam różne układy i, oględnie mówiąc, nieprawidłowości, za co spotyka ich bezwzględny atak i hejterstwo. Są w różny sposób represjonowani: utrata stanowiska, degradacja, obniżenie płac itp. Wielu wycofuje się z czynnej działalności, a wytrwali dalej działają na przekór dotykającym ich represjom. I to jest ta przysłowiowa sól ziemi. Oni są też nadzieją społeczności lokalnych. Muszą mieć jednak wsparcie świadomych wyborców. Dlatego tak ważne jest zorganizowanie się i podjęcie walki z panoszącym się złem. Do zwycięstwa potrzebne jest przynajmniej wsparcie społeczeństwa, a najlepiej włączenie się do działań większej liczby ludzi poprzez organizacje. Społeczeństwo obywatelskie jest to społeczeństwo ludzi zorganizowanych i działających dla dobra publicznego, a dzięki temu kontrolujące działania władzy na każdym szczeblu. Powie ktoś, że to jest utopia, ale tak to działa. Musimy jako społeczeństwo kontrolować władzę. Inaczej będziemy ciągle tylko narzekać i czekać, że ktoś to za nas zrobi. Nie zrobi…
Dla wzmocnienia działań prospołecznych zgłaszam pewną propozycję pod rozwagę. Należy powołać instytucję niezależną od władz państwowych i samorządowych, której zadaniem byłoby pilnowanie czystości pochodzenia dóbr materialnych, bo tu tkwi istota gangreny naszego życia publicznego. Członkowie tej instytucji powinni być powoływani w wyborach powszechnych np. jednocześnie z wyborami samorządowymi. Byliby to ludzie zaufania publicznego o dobrym wykształceniu, czyli o szerokich horyzontach i nie tylko prawnicy czy ekonomiści. Izby te dysponowałyby fachowcami i to one prześwietlałyby oświadczenia majątkowe. Bardzo często wielu polityków podaje zaniżoną wartość nieruchomości, aby bilans wyszedł na zero w porównaniu z dochodami. Właśnie ta izba dokonywałyby sprawdzenia zgodności podawanej fikcji z rzeczywistą prawdą. Warto przyjrzeć się jak to działa na przykład w krajach skandynawskich czy w innych państwach, gdzie tego typu patologie są marginesem. Stąd dość istotne byłoby, aby oświadczenia majątkowe objęły wszystkich obywateli. Wówczas byłaby lepsza możliwość sprawdzenia prawdziwości oświadczeń w dłuższym okresie, kiedy przyszli politycy nie mają lukratywnych posad. Takie oświadczenia składane są w Norwegii i świat się od tego nie zawalił. Warto podjąć szeroką dyskusję, ponieważ sprawa jest poważna. Należy szukać nowych rozwiązań, skoro stare zawodzą.