Żyjemy w okresie przejściowym i nikt nie wie, co się wyłoni z przyszłości. Kiedy pokolenie Solidarności wyzwalało Polskę z komunizmu, świat wydawał się poukładany i przyjazny. Dominowało przekonanie, że wystarczy wsiąść do windy demokracji liberalnej, gospodarki rynkowej, Unii Europejskiej i Pax Americana, a wzrost i pomyślność same przyjdą. Fukuyama zaryzykował tezę o „końcu historii", ale historia się nie skończyła. Za to wszystko się skomplikowało.
Wyzwania klimatyczne czy nowe technologie wzmacniające radykalizmy, rosnąca potęga Chin, populizm, konflikty tożsamościowe, rosnące nierówności, pandemia – lista czynników niepewności jest długa. Nawet najbardziej czuły narrator nie jest dziś w stanie ogarnąć świata. Rzeczywistość wywołuje lęki, poczucie bezradności i rozedrganie. Nawet ci, którzy dysponują dużymi zasobami własnymi, nie mogą „odgrodzić się" od takich zagrożeń jak trujące powietrze, pandemia, katastrofy naturalne. Widać, że Polskę, Europę i świat trzeba poukładać na nowo.
Przestrzeniami predestynowanymi do wykuwania tego nowego ładu, wzorców komunikacji, współżycia i współdziałania jest szeroko rozumiane sąsiedztwo i lokalność. Tu wprawdzie łatwiej o konflikt, ale jego akceptacja i oswojenie może być dobrą drogą do nauki działania zbiorowego jakże przydatnego na wyższych poziomach – w regionie, w kraju i w Unii. Potrzebujemy więziotwórczych, cywilizowanych sporów wokół definiowania lokalnych potrzeb i rozwiązywania konkretnych problemów. Takie doświadczenie wyposaży nas w kompetencje potrzebne do zmieniania rzeczywistości na dużą skalę. Zacznijmy więc od miejsc, gdzie życie uczy nas współpracy, kontakty są gęste, realne problemy wołają o działanie i gdzie jest szybki feedback, jeśli popełnimy błąd lub załatwimy daną sprawę.
Lokalność będzie również najlepszym laboratorium ćwiczenia integracji działań z różnych sektorów – planowania przestrzennego, transportu, ekologii czy usług publicznych – oraz odchodzenia od nieefektywnej „silosowości" zakorzenionej w naszych strukturach administracyjnych. Wyzwania przyszłości wymagają bowiem zdecydowanie więcej horyzontalności i spójności oraz współpracy podmiotów: biznesowych, administracyjnych, społecznych i prywatnych. Niech lokalność będzie też areną budowania nowoczesnego etosu prosumenckiego, indywidualnego i grupowego. Niech sprzyja nowoczesnemu modelowi decentralizacji. Dobrym przykładem jest energetyka obywatelska – oddolny proces zakładania spółdzielni energetycznych pozwala zwykłym Polakom stać się jednocześnie producentami i odbiorcami energii elektrycznej, a równocześnie odpowiada na wyzwania transformacyjne, które czekają system energetyczny.
Sentymentalny głód lokalności w Polsce był wyczuwalny już przed pandemią. Wystarczy porównać polskich i zagranicznych kibiców na imprezach sportowych. Żadna publiczność nie ma tylu transparentów demonstrujących lokalny patriotyzm. Od lat wzmacnia się również zjawisko powstawania portali czy grup w mediach społecznościowych dedykowanych miasteczkom i dzielnicom miast. To sprawy lokalne najczęściej wywołują naszą nostalgię i prowokują do zaangażowania się. Na wycinkę drzew rosnących przy szkole, do której chodziliśmy, czy projekt przebudowy często odwiedzanej ulicy reagujemy odruchowo. Potwierdzają to badania opinii publicznej, z których wynika, że jako społeczeństwo właśnie w obszarze spraw lokalno-samorządowych widzimy swój największy wpływ.