Na dobry początek – ratyfikacja traktatu

Wizerunek kraju zainteresowanego spoistością Unii jest nam potrzebny, by budować pozytywne sojusze i rozgrywać skuteczne batalie – uważa europoseł PO

Aktualizacja: 09.01.2008 12:37 Publikacja: 08.01.2008 23:38

Red

Ratyfikacja przez Polskę traktatu reformującego jest logicznym następstwem podpisu złożonego w Lizbonie przez premiera Donalda Tuska i ministra Radosława Sikorskiego, w obecności prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Szybka ratyfikacja została zapowiedziana przez marszałka Sejmu, co powinno oznaczać przyjęcie kalendarza wytyczającego scenariusz ratyfikacji w roku 2008.

Taki znak jest Polsce potrzebny, by utrwalić wizerunek solidnego uczestnika Wspólnoty i zamazać pamięć ostatnich dwóch lat, kiedy byliśmy kłopotem Unii jako kraj niezrozumiały i przewidywalny jedynie w reakcjach na nie oraz demonstrowaniu swej odrębności. Spuścizną tego okresu jest i tak wyłączenie się (wraz z Wielką Brytanią) z grona sygnatariuszy Karty praw podstawowych. Podtrzymane przez premiera Tuska jako wybór mniejszego zła zostało ze zrozumieniem przyjęte w innych stolicach, ale jest wystarczającą oznaką naszej inności.

Wola ratyfikacji, ujęta w kalendarz parlamentarny, nie musi oznaczać uczestnictwa w wyścigu, kto pierwszy. Jesteśmy największym państwem spośród nowych państw członkowskich. Dajmy zabłysnąć krajom mniejszym i im zostawmy przyjemność ścigania się na czas. Słowenia sprawująca prezydencję i tak zechce być prymusem.

Nam wystarczy, by Bruksela nie miała wątpliwości co do naszej woli i zdolności ratyfikacji nowego traktatu. Powtarzam – ciągle jesteśmy na etapie pozbywania się etykiety enfant terrible Unii Europejskiej, zacierania niemiłych wspomnień, ale nie mamy pozycji, z jakiej objawia swój eurosceptycyzm Wielka Brytania.

Wizerunek współgospodarza zainteresowanego spoistością Unii i postępami integracji jest nam potrzebny, by budować pozytywne sojusze i rozgrywać skutecznie inne batalie. Od pułapów emisji gazów cieplarnianych i przyszłości stoczni morskich, przez Rospudę, po wiarygodność w polityce wschodniej. Przypomnę, że w roku 2008 rozgorzeje spór o przyszłość unijnych finansów i polityki rolnej. W tych i innych sprawach potrzebne jest nam minimum przychylności i rozumienia naszych interesów, zdolność budowania koalicji, a nie ostracyzm.

Nie ma zatem uzasadnienia postawa wyczekująca i przyglądanie się innym krajom. Rozstrzygajmy problem po swojemu. Nie wierzę też w wielką debatę narodową nad kwestiami traktatowymi. Są to skomplikowane sprawy instytucjonalne, które nie miały znaczenia na przykład w sporach we Francji i Holandii, gdzie fiasko referendum konstytucyjnego odzwierciedlało raczej wewnętrzny nastrój polityczny i lęki przed dalszym rozszerzeniem Unii.

W Polsce byłaby to okazja do demagogicznych wystąpień. Takich okazji będzie zresztą w bród, nawet bez sporów o traktat reformujący. Dodam, że sam nie jestem entuzjastą ścieżki, jaką stara Unia narzuciła nowym krajom członkowskim, które dźwigały ciężar dostosowań i nie były realnym podmiotem debaty konstytucyjnej. Sprawa nowego traktatu została nadmiernie udramatyzowana. Był on prezentowany jako warunek przetrwania Wspólnoty, chociaż nie brakowało dowodów, że Unia 27 krajów może funkcjonować i uzgadniać ważne sprawy, opierając się na traktacie z Nicei (w tym najbardziej sporną perspektywę finansową 2007 – 2013 i dyrektywę usługową).

Stało się – podpisano zmodyfikowaną wersję, traktat reformujący, a nie konstytucyjny. Ma on zalety i słabości, ale generalnie działa na korzyść krajów, które potrzebują spójności Unii, solidarności i sprawnego podejmowania decyzji. Zaangażował się weń poprzedni rząd, potwierdził obecny rząd i dla nas klamka zapadła.

Teraz potrzebny jest dowód przewidywalności, a nie mnożenie niewiadomych, przywołujące złe skojarzenia z lat 2005 – 2006. To nie koniec pozytywnych sygnałów, jakie powinny wychodzić z Warszawy. Równie ważny jest program dochodzenia do euro oraz krajowe przygotowania do polskiej prezydencji w roku 2011. Na dobry początek – ratyfikacja traktatu reformującego!

not. k.b.

Janusz Lewandowski był współtwórcą i liderem Kongresu Liberalno-Demokratycznego, ministrem przekształceń własnościowych

Ratyfikacja przez Polskę traktatu reformującego jest logicznym następstwem podpisu złożonego w Lizbonie przez premiera Donalda Tuska i ministra Radosława Sikorskiego, w obecności prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Szybka ratyfikacja została zapowiedziana przez marszałka Sejmu, co powinno oznaczać przyjęcie kalendarza wytyczającego scenariusz ratyfikacji w roku 2008.

Taki znak jest Polsce potrzebny, by utrwalić wizerunek solidnego uczestnika Wspólnoty i zamazać pamięć ostatnich dwóch lat, kiedy byliśmy kłopotem Unii jako kraj niezrozumiały i przewidywalny jedynie w reakcjach na nie oraz demonstrowaniu swej odrębności. Spuścizną tego okresu jest i tak wyłączenie się (wraz z Wielką Brytanią) z grona sygnatariuszy Karty praw podstawowych. Podtrzymane przez premiera Tuska jako wybór mniejszego zła zostało ze zrozumieniem przyjęte w innych stolicach, ale jest wystarczającą oznaką naszej inności.

Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Krzyżak: Biskupi pod ścianą. Może w kwestii pedofilii trzeba dać im jeszcze czas?
Opinie polityczno - społeczne
Jan Zielonka: Mityczny zdrowy rozsądek otwiera politykom furtkę do arbitralnych działań
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: 15 lat po Smoleńsku PiS oddala się od dziedzictwa Lecha Kaczyńskiego
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Po szczycie UE ws. Ukrainy jesteśmy na prostej drodze do katastrofy
Materiał Promocyjny
O przyszłości klimatu z ekspertami i biznesem. Przed nami Forum Ekologiczne
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Rosjanom potrzebna jest upokarzająca klęska