Co nagle, to po diable

Czas nie goni. Popisując się tempem ratyfikacji traktatu, rząd Donalda Tuska ogranicza sobie swobodę działania w Europie – pisze były marszałek Sejmu

Aktualizacja: 09.01.2008 12:38 Publikacja: 08.01.2008 23:46

Red

Według deklaracji rządu Donalda Tuska Polska ma być wśród państw, które natychmiast (więc bez narodowej debaty) ratyfikują traktat reformujący. Ma to być demonstracja zaangażowania nowych władz we współpracę europejską z nadzieją na uznanie państw dominujących w UE i wynikające z tego korzyści. Dla uznania i nieokreślonych korzyści nie można jednak poświęcać racji narodowych. A te są jednoznaczne. Traktat obniża pozycję Polski.

Niedawno obecny premier (wspólnie z Janem Rokitą) obiecywał „do krwi ostatniej” bronić nicejskiej siły polskiego głosu w unijnych instytucjach. Poprzedni szef rządu deklarował, że negocjacje traktatowe to test, czy Polskę traktuje się jako państwo, wobec którego wolno łamać przyjęte zobowiązania. Dziś i Donald Tusk, i Jarosław Kaczyński podpisują się pod twierdzeniem, że traktat jest dobry, bo zabrano nam mniej, niż zapowiadano.

Abstrahując od przeceniania zmian w pierwotnym projekcie (przez ich autorkę kanclerz Angelę Merkel traktowanych jako formalne i semantyczne), znacząca jest zmiana kryteriów: to nie polska racja stanu, zdefiniowana przez polskie władze i opinię publiczną, stanowi miarę jakości polityki. Miarą staje się wprowadzanie korekt do propozycji politycznych przedstawianych przez kierownictwo Unii Europejskiej.

Obniżeniu pozycji arytmetycznej towarzyszy obniżenie pozycji realnej. Rząd Kaczyńskiego zrezygnował z debaty na temat Karty praw, wstępu do traktatu czy treści proponowanej wspólnej polityki zagranicznej. W żadnej z tych spraw nie uzyskaliśmy wpływu na sformułowania traktatu czy uzasadniające wzmocnienie władzy w Unii zmiany polityczne.

Tymczasem dla wzmocnienia współpracy europejskiej polityka niemiecka nie stała się mniej unilateralna. Pani kanclerz nadal popiera rurociąg bałtycki, a niemiecki przewodniczący Parlamentu Europejskiego udziela wsparcia moralnemu rewizjonizmowi ruchu powojennych przesiedleńców. Francja nie tylko nie zmieniła stanowiska w sprawie wartości chrześcijańskich we wstępie do traktatu, ale nawet nie zgodziła się na podjęcie w tej sprawie debaty, ponieważ jest to sprzeczne z jej narodową (!) laicité. W takim świecie polską polityką europejską kierować musi prosta doktryna: tyle wspólnych instytucji i kompetencji, ile wspólnych wartości i interesów. Dyskutując o pogłębieniu współpracy, musimy dyskutować o jej celach i charakterze.

Donald Tusk zrobił duże wrażenie, oświadczając, iż spraw Unii nie traktujemy jako zewnętrznych. Ale nie oznacza to, że śmielej weszliśmy w europejską debatę. Przeciwnie. Obecny rząd, przy całkowitej zmianie stylu, ogranicza się do tego samego celu co rząd PiS – wyrabiania sobie pozycji w Unii przy pozostawieniu „ważniejszym” państwom i rządom określenia jej charakteru. W Europie polskie racje są jeszcze mniej słyszalne.

Ekspresowa ratyfikacja traktatu, który nie spełnił żadnego z naszych postulatów, nie znajduje racjonalnego uzasadnienia. Popisując się tempem ratyfikacji, Polska nie tylko zaprzeczy swoim celom politycznym, ale zejdzie do rzędu małych państw „nowej Europy”, które aprobatę dla traktatu postrzegały w kategoriach ciągłego udowadniania, że do Europy należą.

Natomiast kraje, które po odrzuceniu konstytucji europejskiej we Francji i w Holandii wstrzymały się od ratyfikacji (jak Wielka Brytania czy Czechy), zachowały swobodę dyskusji w ramach tzw. czasu refleksji, czyli procesu renegocjacji. To było również atutem naszej polityki. Kraje, które ratyfikowały eurokonstytucję, z dyskusji się wyłączyły. To samo grozi teraz nam, jeśli zdecydujemy się na przyspieszoną ratyfikację traktatu, którego wejście w życie wcale nie jest pewne. Sprawą otwartą pozostaje bowiem zgoda Wielkiej Brytanii i Czech, a także Irlandii. W interesie Polski nie leży ani zniechęcanie innych państw do przeprowadzania referendów, ani zachęcanie do pośpiechu ratyfikacyjnego.

Przyspieszając ratyfikację, rząd Tuska ogranicza sobie swobodę działania w Europie. Rząd, skoro podpisał już traktat, powinien dziś rozpocząć spokojną narodową debatę na temat jego treści. Czas nie goni. A dla Polski czas na orientację w rzeczywistym (czyli nie tylko rządów, ale i opinii publicznej) stanowisku innych krajów jest bezcenny.

Autor jest liderem Prawicy Rzeczypospolitej. Był współtwórcą ZChN oraz posłem PiS

Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Krzyżak: Biskupi pod ścianą. Może w kwestii pedofilii trzeba dać im jeszcze czas?
Opinie polityczno - społeczne
Jan Zielonka: Mityczny zdrowy rozsądek otwiera politykom furtkę do arbitralnych działań
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: 15 lat po Smoleńsku PiS oddala się od dziedzictwa Lecha Kaczyńskiego
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Po szczycie UE ws. Ukrainy jesteśmy na prostej drodze do katastrofy
Materiał Promocyjny
O przyszłości klimatu z ekspertami i biznesem. Przed nami Forum Ekologiczne
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Rosjanom potrzebna jest upokarzająca klęska