Spoglądając z perspektywy mijających 100 dni urzędowania gabinetu Donalda Tuska, do jego niewątpliwych sukcesów należy zaliczyć wszystko to, co wydarzyło się w polityce zagranicznej. Na tym polu najlepiej da się zaobserwować spełnianie obietnic wyborczych odnośnie do poprawy stosunków z naszymi zagranicznymi partnerami. I to szybciej, niż można by się tego spodziewać.
Już nie jesteśmy krajem postrzeganym jako enfant terrible Europy. Znacznie poprawiły się nasze relacje z Niemcami, które tak nadwerężyła poprzednia ekipa. Propozycja współpracy państw bałtyckich z Grupą Wyszehradzką też wzmacnia naszą pozycję w Unii oraz czyni nas wiarygodnym partnerem innych nowych państw członkowskich. Nie wspominając już o pierwszej od niepamiętnych czasów wizycie Donalda Tuska w Moskwie i jego spotkaniu z prezydentem Władimirem Putinem. Już sam fakt tej wizyty pozwoli Polsce pozbyć się etykietki rusofobów, która tak niekorzystnie wpływała na nasze możliwości współkształtowania unijnej polityki wobec Kremla.
Jedynym rozczarowaniem jest wyraźny brak determinacji w rozliczaniu rządów PiS. Tylko Zbigniew Ćwiąkalski próbuje walczyć
Premier Tusk dobrze rozegrał także sprawę tarczy antyrakietowej ze Stanami Zjednoczonymi, uspokajając Amerykanów tuż przed swoją wizytą w Moskwie, że Polska nie ma zamiaru wycofywać się z tego pomysłu, a jednocześnie umieszczając tę kwestię w kontekście dyskusji o wzmocnieniu roli NATO w zapewnieniu bezpieczeństwa Europie.
Kolejna sprawa godna docenienia to ta, jak rząd poradził sobie z falami roszczeń płacowych w sektorze publicznym, które były nie do uniknięcia w związku ze wzrostem płac w sektorze prywatnym oraz rozbudzonymi podczas kampanii wyborczej oczekiwaniami społeczeństwa. A poradził sobie całkiem nieźle – wszak udało mu się strajki i protesty wygasić. Choć nadal nie do końca wiadomo, z czego owe roszczenia będą realizowane, jaka jest filozofia zmian w służbie zdrowia i jaki pomysł na podwyżki dla nauczycieli, to i tak mogło być o wiele gorzej.