Adwokaci diabła?

Adwokat powinien bronić ludzi, z którymi się nie zgadza, nie kryjąc, że nie podziela ich poglądów. Takie rozdwojenie jaźni przynosi społeczne korzyści – pisze prawnik z Uniwersytetu Warszawskiego

Publikacja: 12.08.2008 02:16

Red

Jarosław Kuisz

W głośnym filmie „Adwokat diabła” Taylora Hackforda szatan wciela się ni mniej, ni więcej, tylko w rolę wziętego adwokata. Film odniósł niemały sukces, co wizerunku prawników na pewno nie poprawiło.

To tylko stereotyp – powiedzą niektórzy. Jednak takich stereotypów lekceważyć nie wolno, gdyż – jak wiadomo – są one zawsze w pewnej mierze odbiciem świadomości zbiorowej. Gruntowne badania Michaela Asimowa udowodniły, że wizerunek amerykańskiego prawnika jest w nich na ogół fatalny, a w ostatnich dziesięcioleciach się pogorszył. To osoby dwuznaczne moralnie, gotowe niemało zrobić dla pieniędzy, często alkoholicy z nieustabilizowanym życiem emocjonalnym. Wielu ludzi upatruje w prawnikach osoby zdolne do wszelkich niegodziwości.

Stereotypy dotyczące prawników funkcjonują również w Polsce. Pojawiły się one także w polemice prowadzonej na łamach „Rz”. Mam jednak wrażenie, że niedostatecznie wybrzmiała w tym sporze rola neutralnej, apolitycznej adwokatury w ustroju demokratycznym jako gwaranta pluralizmu poglądów. Aby adwokaci mogli zdobyć taką pozycję, konieczne jest przełamanie stereotypowego myślenia – także przez nich samych.

Niedawno ukazał się interesujący wywiad z byłym sędzią Trybunału Konstytucyjnego i adwokatem Wiesławem Johannem („Dziennik” z 11 – 12 lipca 2008 r.), który zadeklarował, że nie broniłby esbeka. Na pierwszy rzut oka wszystko może wydawać się w porządku: mecenas nie jest elastyczny i potrafi wyznaczyć granice dla wykonywania swojego zawodu. Deklaracja dotyczy prywatnych przekonań i nie pozbawia to esbeków prawa do obrony. Johann dodaje: „adwokatów w mieście jest ośmiuset, akurat ja nie muszę bronić esbeka”.

Stwierdzenie to jednak wynika w istocie z zasadniczego niezrozumienia przemian, które dokonały się w Polsce po 1989 roku, i związanych z nimi nowych zadań dla palestry. Otóż uważam, że Johann powinien bronić hipotetycznego esbeka – dla przykładu.

Podczas gdy w PRL odmowa obrony niektórych jednostek nie budziłaby zastrzeżeń, w demokratycznym państwie prawa, które próbujemy mozolnie budować, adwokat Johann powinien bronić osób, z których poglądami się nie zgadza. Nawet jeśli pierwszą naszą reakcją jest instynktowne oburzenie, że uczciwy adwokat z całym swoim kunsztem broni jakiegoś łajdaka, to po nim może jednak przyjść refleksja nad społecznymi korzyściami takiej sytuacji.

Mówiąc najprościej: jeśli adwokat odmawiałby obrony z powodu rozbieżności poglądów politycznych jego i klienta, to przez taki sprzeciw właśnie palestra stawałaby się polityczna. Jeśli adwokat odmawiałby obrony z powodów moralnych czy kwestii smaku, to nasze prawo do obrony stałoby się zagrożone. W końcu dzisiejsze standardy ocen jutro mogą ulec zmianie.

Obrońca nie może się nimi przejmować. Ma bronić na podstawie obowiązujących przepisów i w zgodzie z zasadami etyki adwokackiej. Jeśli dzięki temu nikczemnicy nie zostają ukarani, to należy się w pierwszej kolejności poważnie zastanowić nad stanem obowiązujących przepisów.

Widać trzeba po wielokroć powtarzać, że utożsamianie adwokatów z ich klientami jest absurdem. Właśnie dlatego dla przykładu adwokat Johann powinien bronić esbeka, jednocześnie publicznie nie kryjąc, że z poglądami swojego klienta się nie zgadza.

To swoiste rozdwojenie jaźni jest zaletą. Środowisko neutralnych, apolitycznych, a przez to elastycznych ekspertów jest nam, obywatelom, potrzebne.

Choćby dlatego, że w stan oskarżenia może zostać postawiony ktoś niewinny.

O tych dylematach pisał jeden z najwybitniejszych prawników amerykańskich Alan Dershowitz w „Listach do młodego prawnika”. Bronił on klientów, z których zarówno postępowaniem, jak i przede wszystkim poglądami się nie zgadzał. Na zarzuty, jak może spać spokojnie, broniąc łotrów – odpowiada, że zarzuca mu się to, co powinno być uważane za cnotę.

Atakujący nie biorą pod uwagę, że jutro sami mogą zostać oskarżeni i lepiej, aby pod ręką był niezależny adwokat, który z tym samym profesjonalizmem będzie bronić każdego klienta, niezależnie od jego poglądów, a przede wszystkim portfela.

Zdaniem Dershowitza problemem nie jest to, że bogaci klienci znajdują fachową obronę, ale to, że biedni klienci mają kłopot z ochroną swoich praw. Alan Dershowitz deklaruje, że mniej więcej połowę spraw prowadzi pro bono.

Warto się zastanowić nad tym, jak palestrę widzą klienci obecni i przyszli. Trzeba powiedzieć uczciwie, że korporacje prawnicze nie są kochane. Pisanie, że adwokaci bronią klientów najlepiej, jak potrafią, być może już nie wystarcza.

Autor jest doktorem nauk prawnych, adiunktem na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego

Grzegorz Namiotkiewicz

– 9 lipca 2008, 7 sierpnia 2008

Bronisław Wildstein

– 1 sierpnia 2008

Piotr Winczorek

Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu z Zełenskim w Rzymie. Donald Trump wini teraz Putina
Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
felietony
Życzenia na dzień powszedni
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa