Jarosław Kuisz
W głośnym filmie „Adwokat diabła” Taylora Hackforda szatan wciela się ni mniej, ni więcej, tylko w rolę wziętego adwokata. Film odniósł niemały sukces, co wizerunku prawników na pewno nie poprawiło.
To tylko stereotyp – powiedzą niektórzy. Jednak takich stereotypów lekceważyć nie wolno, gdyż – jak wiadomo – są one zawsze w pewnej mierze odbiciem świadomości zbiorowej. Gruntowne badania Michaela Asimowa udowodniły, że wizerunek amerykańskiego prawnika jest w nich na ogół fatalny, a w ostatnich dziesięcioleciach się pogorszył. To osoby dwuznaczne moralnie, gotowe niemało zrobić dla pieniędzy, często alkoholicy z nieustabilizowanym życiem emocjonalnym. Wielu ludzi upatruje w prawnikach osoby zdolne do wszelkich niegodziwości.
Stereotypy dotyczące prawników funkcjonują również w Polsce. Pojawiły się one także w polemice prowadzonej na łamach „Rz”. Mam jednak wrażenie, że niedostatecznie wybrzmiała w tym sporze rola neutralnej, apolitycznej adwokatury w ustroju demokratycznym jako gwaranta pluralizmu poglądów. Aby adwokaci mogli zdobyć taką pozycję, konieczne jest przełamanie stereotypowego myślenia – także przez nich samych.
Niedawno ukazał się interesujący wywiad z byłym sędzią Trybunału Konstytucyjnego i adwokatem Wiesławem Johannem („Dziennik” z 11 – 12 lipca 2008 r.), który zadeklarował, że nie broniłby esbeka. Na pierwszy rzut oka wszystko może wydawać się w porządku: mecenas nie jest elastyczny i potrafi wyznaczyć granice dla wykonywania swojego zawodu. Deklaracja dotyczy prywatnych przekonań i nie pozbawia to esbeków prawa do obrony. Johann dodaje: „adwokatów w mieście jest ośmiuset, akurat ja nie muszę bronić esbeka”.