Bazar konsyliarski

Wszystko co się u nas dzieje, jakoś cię rozłazi w rękach, przecieka przez palce i spływa do rynsztoka. Nigdy nic z niczego nie wynika. Żyjemy tak, jakby każdego dnia wszystko zaczynało się od początku

Publikacja: 25.01.2009 17:48

Bazar konsyliarski

Foto: Rzeczpospolita, Andrzej Krauze And Andrzej Krauze

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/rybinski/2009/01/25/bazar-konsyliarski/" "target=_blank]blog.rp.pl/rybinski[/link]

Doznałem iluminacji i w największym skrócie objawił mi się nagle – takie są korzyści ze spożywania używek legalnych, bo obłożonych akcyzą – obraz rzeczywistości, w jakiej wszyscy żyjemy.

Sala szpitalna, na środku łóżko, pod łóżkiem kaczka, a na łóżku pacjent. Polska cierpiąca, schorowana, raz z twarzą aparatu sprawiedliwości i ścigania, drugi raz budżetu, wyciągająca ręce po wózek, aby się przejechać dla zdrowia autostradą, blada i jakaś taka niewyraźna. Nad nią unoszą się, zderzając w powietrzu, bakcyle i miazmaty, upasione jak chrząszcze. A dookoła tłok. Tłumy. Białe fartuchy, czarne garnitury i czerwone ręce. Spocone twarze i spienione usta. Odbywa się nieustające konsylium w poszukiwaniu najlepszej, bo skutecznej kuracji. Wszyscy mówią naraz, usiłując się przekrzyczeć, ale nikt nikogo nie słucha. Każdy dla siebie.

[srodtytul]Odchodzę od łóżka pacjenta[/srodtytul]

Propozycje leczenia są rozmaite. Okłady z traktatu lizbońskiego. Zamawianie kołtuna. Lewatywa z euro. Bańki. Okadzanie polityką historyczną. Masaż teczkami. Kropienie wodą święconą. Medialne bicze wodne. Sztuczne oddychanie atmosferą miłości. Środki na przeczyszczenie. Środki na zatrzymanie. Środki na wymioty. Amputacja lewej nogi. Amputacja prawej ręki. Wymiana opon mózgowych na zimowe, bo woda zamarza w temperaturze zero stopni. Instalacja klimatyzacji klimatu. Operacja zmiany płci na trzecią. Przeprowadzenie szczegółowej autopsji, dopóki pacjent jeszcze żyje. Aborcja wsteczna z roku 1989. Viagra na wzmocnienie potencji intelektualnej. Różowe okulary. Pas rupturowy słucki. Krople z muchą w nosie. Ja też tam jestem. Od wielu lat tkwię w tłumie konsyliarzy, także drę mordę i też nikt mnie nie słucha.

Ale mam dość. Odchodzę od łóżka pacjenta, który i beze mnie da sobie jakoś radę, bo to wszystko jest jałowe. Bazar konsyliarski, który pełni u nas funkcję życia politycznego i intelektualnego, nie ma nic do zaoferowania poza błyskotkami z tombaku, mordobicia i sikania na nogawki. Nie ma zgody co do potrzebnej kuracji, skoro nawet diagnoza nie została postawiona.

Nie przemawia przeze mnie żadna gorycz osobista, bo akurat nie mam ku niej żadnych powodów. Jest to gorycz obywatelska. Wszystko, co się u nas dzieje, jakoś się rozłazi w rękach, przecieka przez palce i spływa do rynsztoka. Nigdy nic z niczego nie wynika. Wszystko jest krótkotrwałe, chwilowe, tymczasowe. Każde wydarzenie, każdy wstrząs jest jak błyskawica. Już po chwili nikt niczego nie pamięta, to znaczy nie może wyciągnąć z tego żadnej lekcji. Żyjemy tak, jakby każdego dnia wszystko zaczynało się od początku.

A nie piszę tutaj o pragmatyce władzy, tylko o fundamentach. O wartościach, na których powinna się opierać nie tylko władza, ale po prostu życie społeczne. W sensie i instytucjonalnym, i spontanicznym.

Jak można ordynować kurację, skoro nie ma diagnozy. Jak można stawiać diagnozę, skoro nie istnieją zasady, wedle których diagnozuje się schorzenie. Całkowita bezradność i z niej może wynika tęsknota za traktatami i instytucjami europejskimi. Że wszystko wyregulują, ustalą zasady, postawią diagnozę i zarządzą kurację. A na razie można tylko popyskować.

IMM, Raport NOM, marzec 2025

"Rzeczpospolita" najbardziej opiniotwórczym medium w Polsce

Czytaj u źródła

[srodtytul]Nie ma ucieczki[/srodtytul]

W tej sytuacji można spokojnie iść do domu i tam komfortowo przeczekać. Odszedłem od łóżka pacjenta, trzasnąłem drzwiami i wyszedłem na ulicę, śpiewając starą pieśń cyników, "Hymn lekarza ostatniego kontaktu":

Nie pomoże antybiotyk,

kiedy pacjent jest sklerotyk.

Nie pomoże aspiryna,

gdy pacjenta masz kretyna.

Nie da woda nic Burowa,

gdy choremu ciąży głowa.

Bezskuteczne są pijawki,

gdy pacjentem trzęsą drgawki.

Gdy on pianę z gęby toczy,

na nic krople są na oczy.

Lecz jest jednak w naszej mocy,

by nikt nie zmarł bez pomocy.

Tymczasem przed kliniką sytuacja dokładnie taka sama jak w środku. Tłum zwykłych obywateli, przekrzykując się nawzajem, także poszukuje najlepszych metod leczenia. Wszyscy pytlują tak samo, każdy sobie, nikt nikogo nie słucha i tylko jedno powtarza się w każdej wypowiedzi – pytanie, którędy do kasy.

A więc nie ma ucieczki. Trzeba wracać. [i]Autor jest felietonistą i publicystą dziennika "Fakt" [/i]

Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Fotka z Donaldem Trumpem – ostatnia szansa na podreperowanie wizerunku Karola Nawrockiego?
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Rosyjskie obozy koncentracyjne
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Donald Trump, mistrz porażki
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Źle o Nawrockim, dobrze o Hołowni, w ogóle o Mentzenie
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie polityczno - społeczne
Wybory prezydenckie zostały rozstrzygnięte. Wiemy już, co zrobi nowy prezydent
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne