Żebyśmy się dobrze zrozumieli. Sam pomysł realizacji takiej produkcji jest dobry. Nikt mi nie wmówi, że popkultura nie ma nic wspólnego z polityką. I nikt mnie nie przekona, że państwo powinno zdać się wyłącznie na inwencję artystów. Rząd powinen prowadzić politykę kulturalną: budując narodową tożsamość, kreując obraz kraju i jego historii, ale też np. walcząc ze szkodliwymi stereotypami.
Dlatego hollywoodzki obraz z wielkimi gwiazdami, zrealizowany przy wsparciu polskiego państwa, ma szansę wpłynąć na wizerunek kraju. Ale równie dobrze może się to skończyć spektakularną klapą, jak w przypadku Gruzji i filmu „5 dni wojny" (o rosyjskim najeździe na Osetię Południową w 2008 r.). I nie pomógł nawet Andy Garcia w roli prezydenta Saakaszwilego. Tak to już bywa w sztuce i show-biznesie. Robisz superprodukcję za miliony, a ludzie i tak wolą „mięsnego jeża" albo piosenki Zenka M. Nikt nikomu nie może dać gwarancji powodzenia.