To, w jaki sposób politycy, dziennikarze, blogerzy i inne kręgi opiniotwórcze komentują sprawę śmierci Andrzeja Leppera, pokazuje znakomicie, w jakim stanie emocjonalnym jest polskie społeczeństwo, a właściwie jego elita. Z jednej strony totalny brak zaufania w życiu publicznym, z drugiej chęć wykorzystania każdej okazji, nawet ludzkiej tragedii, do upokorzenia politycznego przeciwnika. Znikają kolejne bariery, nie ma zahamowań. I coraz mniej jest chłodnej refleksji.
Po ujawnieniu informacji o znalezieniu zwłok przywódcy Samoobrony niemal natychmiast politycy rzucili się do mikrofonów, komentatorzy do studiów telewizyjnych i radiowych, gazet, blogów. Wszyscy gadali jak najęci. Oczywiście media tę sytuację nakręcały, zapraszając wszystkich do komentowania. Wiem, bo sam otrzymywałem zaproszenia do studiów telewizyjnych. I o mało nie poszedłem. Coś mnie na szczęście powstrzymało.
Bez oczekiwania na wyniki śledztw, na jakiekolwiek informacje tłum znawców od wszystkiego snuł rozważania: jedni – kto jest winny samobójstwa. Inni – kto i dlaczego zamordował Leppera. Brak wiedzy nie przeszkadzał w formułowaniu prostych sądów. Część robiła to z emocji, część z politycznego wyrachowania.
Zacznijmy od samego aparatu państwowego. Niemal natychmiast po pojawieniu się informacji o śmieci lidera Samoobrony prokuratura podała, że to prawdopodobnie samobójstwo. Dopiero potem zapowiedziała śledztwo w tej sprawie. Prokuratura wiedziała więc od razu.
Logika Żakowskiego
Od razu też wiedzieli różni komentatorzy. Od lewa do prawa. Na pytanie zadane przez białoruskie władze: "Kto zabił Andrzeja Leppera?", pierwszy odpowiedział Jacek Żakowski. Od razu wiedział, że Lepper jest ofiarą nacisków i brutalnej prowokacji zmontowanej przez rządy PiS. Publicysta przyznał publicznie, że przyszło mu to do głowy w chwili, kiedy się dowiedział o tragedii.