Pierwsze posiedzenie Sejmu X kadencji wyglądało jak pole bitwy. Członkowie rządu gremialnie zabierali głos, często niekompetentnie, stosując obstrukcję. Przekraczali dany im czas, a mimo to nowy marszałek Sejmu kulturalnie im go przedłużał. Nawet wtedy, gdy przedstawiciele PiS obrażali Szymona Hołownię, jak Przemysław Czarnek grubiańsko przerywający wypowiedź drugiej osobie w państwie słowami: „Teraz ja mówię!”, czy prowokując go i nazywając „rotacyjnym marszałkiem”, ten zachowywał spokój. Jeszcze gorzej zachowywał się Zbigniew Ziobro, krzycząc, strojąc miny, nie chcąc zejść z mównicy, a swoich konkurentów nazywając „fujarami”, którzy nie potrafili postawić go przed Trybunałem Stanu. Z prawej strony słychać było jeszcze takie słowa jak: „spadaj”, „pajac” i „puknij się w głowę”. A to był tylko jeden dzień.