Inicjatorem otwartych debat jest prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. W zapowiedzi wszystko wygląda tak, jak należy: dyskusje, panele, warsztaty, emanacja demokracji, której istotą jest spór i polemika. A to wszystko jest przecież ważnym elementem kształtowania otwartych postaw i wartości demokratycznych, zwłaszcza dla młodego pokolenia, które buduje społeczeństwo obywatelskie.
Niestety, dla radykalnej części Platformy Obywatelskiej dyskusja i spór z red. Grzegorzem Sroczyńskim, wrogiem numer jeden Silnych Razem, to za dużo. Wolą dyskusję we własnym sosie, przypominającą „debaty” w TVP Info dla najbardziej zatwardziałego elektoratu, gdzie sprzyjający władzy publicyści spierają się o to, czy Donald Tusk jest zły, bardzo zły, a może jednak jest Niemcem.
Czytaj więcej
Jeśli debata publiczna ma polegać na tym, abyśmy się ze sobą pięknie zgadzali, to TVP należy uznać za wzorzec z Sevres tego, do czego zmierzają radykalni zwolennicy Platformy Obywatelskiej zgromadzeni pod sztandarem #SilniRazem.
Niemniej najlepszym argumentem, nawet w ostrej batalii politycznej, jest wyłożenie swoich racji. Powinni to wiedzieć zwłaszcza ci, którzy na co dzień najgłośniej bronią konstytucji i zasad państwa prawa.
Campus Polska Przyszłości ofiarą Silnych Razem
Sprawa budzi emocje już od dłuższego czasu. Tak zwani symetryści stali się dla części wyborców PO i sprzyjających jej dziennikarzy większym wrogiem niż aktualna władza. Dlaczego? Nie kupują oni bowiem wszystkiego, co starają się przedstawić liderzy Platformy, zwracając uwagę, że tak z Prawem i Sprawiedliwością się nie wygra, że można inaczej, że walka z PiS to nie walka z jej elektoratem, że lepiej przekonać tych, których oczarował Jarosław Kaczyński. Obrażanie się na wyborców, że nie wybrali opozycji, nie doprowadzi PO do powtórnego przejęcia władzy. Wyborcy wcale nie są wini temu, że politycy nie potrafili przekonać ich do swoich racji, swojego programu, swojej wizji państwa.