Mariusz Cieślik: Dziennikarze na służbie polityków

Zdemaskowanie mobbingu w piśmie „Press” pokazuje skalę upadku polskich mediów. Pismo, które chciało uchodzić za strażnika dziennikarskich standardów, samo okazało się siedliskiem patologii.

Publikacja: 02.06.2023 03:00

Mariusz Cieslik

Mariusz Cieslik

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Nie będę ukrywał, że mam swoją własną historię związaną z pismem „Press”. Kilkanaście lat temu poświęcono tam aż cztery strony na analizę mojego felietonu. Najwyraźniej już wtedy obowiązywały tam najwyższe standardy, bo nie pozwolono mi się odnieść do zarzutów. Zresztą, jak się szybko okazało, racja w tym sporze (dotyczącym Ryszarda Kapuścińskiego) była po mojej stronie. A potwierdziły to publikacje „Newsweeka” i książka Artura Domosławskiego.

Tak zatem zdanie o piśmie „Press” i redaktorze Andrzeju Skworzu od dawna mam wyrobione. I choć nie cenię szczególnie ani opinii, ani nagród (Grand Press) magazynu, jego upadek wcale mnie nie cieszy. A nie mam najmniejszych wątpliwości, że świetnie udokumentowany reportaż Katarzyny Włodkowskiej z „Dużego Formatu” jest początkiem końca pisma „Press”. Kilkadziesiąt ofiar mobbingu nie może się mylić.

Dziennikarze, którzy idą na służbę polityków, zaczynają się zachowywać tak jak oni.

Folwarczne obyczaje w branżowym piśmie to tylko symbol głębokiego kryzysu polskich mediów. Podobne traktowanie dziennikarzy nie jest przecież niczym wyjątkowym. Pobieżne choćby przejrzenie archiwów z ostatnich lat przyniesie wiele takich historii. Niektórzy redaktorzy czy właściciele pozwalają sobie na zachowania absolutnie niedopuszczalne. To jednak zdarza się w każdej branży. Ciekawe, że pozwalają na to sami dziennikarze, mimo że wielu z nich ma gotowe recepty dla kraju i świata. Jak to możliwe?

Cóż, wydaje się, że liderzy środowiska i podążający za nimi naśladowcy od lat grają nie swoje role. Media w Polsce, zamiast zajmować się informowaniem, co jest ich podstawową funkcją i obowiązkiem, skupiają się na perswazji. W efekcie doprowadziło to do sytuacji, w której dziennikarze stali się zajadłymi kibolami dwóch politycznych plemion. Do wielu mediów nie ma nawet sensu zaglądać, bo i tak wiadomo, co i o czym powiedzą, co pominą i kogo zaatakują. Oczywiście są wyjątki od tej reguły w rodzaju „Rzeczpospolitej”, Polsatu czy RMF FM, ale nieliczne.

Dziennikarze, którzy idą na służbę polityków, zaczynają się zachowywać tak jak oni. Zwalczają ludzi o innych poglądach, w tym swoich kolegów, wszelkimi możliwymi środkami. Na obronę standardów i elementarną, choćby, solidarność nie ma w takim środowisku miejsca.

Nie będę ukrywał, że mam swoją własną historię związaną z pismem „Press”. Kilkanaście lat temu poświęcono tam aż cztery strony na analizę mojego felietonu. Najwyraźniej już wtedy obowiązywały tam najwyższe standardy, bo nie pozwolono mi się odnieść do zarzutów. Zresztą, jak się szybko okazało, racja w tym sporze (dotyczącym Ryszarda Kapuścińskiego) była po mojej stronie. A potwierdziły to publikacje „Newsweeka” i książka Artura Domosławskiego.

Pozostało jeszcze 80% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Michał Płociński: Pakt migracyjny będzie ciążyć Rafałowi Trzaskowskiemu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Niemcy nie rozliczyli się z historią. W Berlinie musi stanąć pomnik polskich ofiar
Analiza
Michał Kolanko: Donald Tusk rzuca rękawicę Konfederacji. Ale walczy nie tylko o głosy biznesu
felietony
Przykra prawda o polityce międzynarodowej
Analiza
Jerzy Haszczyński: Gaza dla Trumpa, wschodnia Jerozolima dla Palestyńczyków?