Z jednej strony to naruszenie wolności słowa i głoszenia poglądów, które są zagwarantowane polską konstytucją. Konfederacja właśnie w sieci jest najpopularniejsza, szczególnie na Facebooku zgromadziła rekordową liczbę fanów. Pod tym względem to decyzja niepokojąca. Niepokojące jest również to, o czym zresztą pisaliśmy w „Rzeczpospolitej” wielokrotnie, że kilka koncernów z Doliny Krzemowej koncentruje gigantyczny wpływ na debatę publiczną na świecie, również w Polsce, znacznie przekraczający możliwości jakiegokolwiek medium na świecie. W tym sensie sprawdza się prognoza Marka Zuckerberga, że Facebook jest piątą władzą, nad którą de facto (albo the facto) nikt nie sprawuje kontroli.
Czytaj więcej
"Z posłami Konfederacji spierałem się wiele razy i nie szczędziłem im słów krytyki. A oni mi. Ale krytyka nie oznacza zamykania siłą ust. Dlatego staję dziś po ich stronie. Nie zgadzam się, by odbierano Konfederacji prawo głosu" - poinformował premier Morawiecki.
Z drugiej strony faktem jest, że internet stał się miejscem, w którym z nieprawdopodobną wprost prędkością rozchodzi się dezinformacja dotycząca pandemii koronawirusa. Facebook był wielokrotnie krytykowany za to, że robi zbyt mało, by z nią walczyć. Konfederacja w Polsce bez wątpienia jest jedną z tych sił, która taką dezinformację sieje, torpeduje akcje szczepień czy demoralizuje obywateli w sprawie obowiązku noszenia masek ochronnych. Facebook, będąc bądź co bądź prywatną firmą chcącą realizować cele walki za antycovidową dezinformacją, powinien być więc raczej chwalony niż ganiony za swoją decyzję. Problem w tym, że nie da się rozdzielić tych obu aspektów – wolności politycznej i walki z dezinformacją.
Jeśli chodzi o polityczne konsekwencje tej decyzji, nie mam złudzeń, że jest ona na rękę partii rządzącej. PiS od dłuższego czasu hodował antyzachodnie resentymenty, przekonując, że na Zachodzie nie ma wolności, że panuje tyrania politycznej poprawności, nie ma pluralizmu ani prawdziwej demokracji. PiS, które niszczy demokrację w Polsce uderzając choćby w niezależność sądownictwa, czy demolując telewizję publiczną czyniąc ją narzędziem tępej partyjnej propagandy, nagle dostało szansę, by ustami Mateusza Morawieckiego ogłosić się pierwszym obrońcą wolności słowa, demokracji i pluralizmu. Prawdziwa ironia losu. A przy okazji awantura o Konfederację na Facebooku skutecznie odwraca uwagę części opinii publicznej od drożyzny czy luk, które wychodzą w Polskim Ładzie. Trudno sobie wyobrazić lepszy prezent dla partii rządzącej od Marka Zuckerberga.