Przemawiając w Strasburgu na otwarcie konferencji w sprawie przyszłości Europy, prezydent Macron zacytował na zakończenie słowa francuskiego, żyjącego w XX w., katolickiego poety Patrice'a de La Tour du Pin: „Narody, które nie posiadają już swojej legendy, są skazane na śmierć z zimna". I dodał od siebie, że podobnie jest z Europą. Europa także musi mieć swoje legendy, bez których obumrze. Musimy je na nowo napisać.
Istotnie, dzisiejsza zjednoczona Europa jest rezultatem wielu wieków pracy różnych węzłów, splotów, relacji i procesów, także rywalizacji i krwawych wojen. Wiele z nich miało swoje legendy, wiele na nie zasługuje. Jednak Europa zdaje się odwracać od swojej historii i tradycji, o nich nie pamiętać, wręcz się ich wyrzekać. To jest przecież także przypadek Francji Macrona czy instytucji europejskich, które tworzą taką narrację, jak gdyby Europa zaczęła się wczoraj. Oczywiście, znamy przypadki czynienia złego użytku z historii i w Polsce wiemy o tym nadto dobrze. Legendy są jednak z reguły pozytywne, taka jest ich rola w pamięci narodów. Bez tych legend i wzajemnie na siebie oddziałujących tradycji nie byłoby przecież Europy. One wszystkie składają się na niezrównane bogactwo europejskiej kultury, z której czerpie muzyka i literatura, które kształtują Europejczyków, niezależnie z jakiego narodu, już od szkoły podstawowej. Nierzadko też inspirują do działań politycznych.
Tysiącletni Weimar
Taką dobrą legendę mógłby mieć dla siebie i dla Europy Trójkąt Weimarski, którego 30-lecie powstania mija w najbliższy weekend. A przy tym to całkiem stara legenda i w historii Europy niezwykle ważna. Otóż do spotkania ministrów spraw zagranicznych w Weimarze, 28–29 sierpnia 1991 r., doszło z tej samej w zasadzie inspiracji co do spotkania niemieckiego cesarza Ottona III z władcą ówczesnego państwa polskiego Bolesławem. Warto przypomnieć, że cesarz udał się do Gniezna mocno do tego zachęcony przez ówczesnego papieża Sylwestra II, pochodzącego z Burgundii, czyli z dzisiejszej Francji. Ideą, która przyświecała temu spotkaniu, było włączenie dobrze zapowiadającego się wtedy państwa polskiego, jako reprezentanta słowiańszczyzny, Sclavinii, w obręb szerszej Europy, o której w tamtym czasie marzyli cesarz i papież, a którą już tworzyły Galia, Italia i Germania. A przedmiotem rozmów Hansa-Dietricha Genschera (gospodarza i inicjatora spotkania), Rolanda Dumas i Krzysztofa Skubiszewskiego było jednoczenie Europy po zimnowojennym podziale oraz miejsce Polski w tym procesie i jego instytucjach.
Trzeba bardzo wyraźnie podkreślić, że nie byłoby tego spotkania, gdyby nie demonstrowane wtedy słowem i czynem pragnienie Polski „powrotu do Europy", to znaczy proeuropejska polityka zagraniczna oraz szybka budowa, z pomocą Rady Europy, demokratycznego państwa prawa. Wiarygodność polskich aspiracji i dokonań świetnie uosabiał profesor Krzysztof Skubiszewski. Bez niego do spotkania w Weimarze mogłoby nie dojść, ponieważ zaufanie i obliczalność są w dyplomacji wartością nie do przecenienia. Do tego dochodził jego format intelektualno-moralny. To również w tamtym czasie było niesłychanie ważne, bo na początku naszej drogi do instytucji europejskich tych atutów nie mieliśmy zbyt wiele, a wyjątkowa klasa polskiego ministra była w Europie zauważana i doceniana. Dobry przebieg tych rozmów sprawił, że ministrowie postanowili, iż od tej pory będą się spotykać regularnie.
Trudno uwierzyć, ile czasu musiało minąć, przez ile dramatów musieli przejść nie tylko Francuzi, Niemcy i Polacy, ale i cała Europa, aby wysocy przedstawiciele ich krajów ponownie doszli do wniosku, jak ważne jest ich bliskie współdziałanie dla jedności Starego Kontynentu. Pamiętajmy przy tym, że Polska w tym tysiącletnim okresie albo przestawała być liczącym się uczestnikiem życia międzynarodowego, wręcz znikała, albo główne osie polityki i procesy rozwoju pozostawiały nas nieco na boku, a my sami nie potrafiliśmy się do nich umiejętnie włączyć. Wspaniały rozwój Europy od późnego średniowiecza i przez kolejne stulecia odbywał się wzdłuż osi północ–południe, od Rzymu, dalej przez Alpy i wzdłuż Renu do jego ujścia w Niderlandach, po Anglię. Tam też lokował się polityczny punkt ciężkości Europy. Wojny napoleońskie i wcześniej pojawienie się Prus i Rosji utworzyły ważną geopolitycznie oś wschód–zachód, na której znalazła się Polska, wówczas w opłakanym stanie. Zimna wojna, jej koniec oraz perspektywa zjednoczenia kontynentu na fundamencie wspólnej cywilizacji ponownie podkreśliła znaczenie tej osi. Przy czym od początku było wiadomo, że jeśli fundament kulturowy, to Wspólnota Europejska rozszerzyć się może jedynie do wschodnich granic cywilizacji łacińskiego chrześcijaństwa, czyli tak, jak one się ustaliły mniej więcej tysiąc lat temu.