Jak zlikwidować Telewizję Polską

Minister Grad oświadczył, że nie ma wobec TVP planów prywatyzacyjnych. Można mu uwierzyć, bo wystarczy odebrać mediom publicznym dochody z abonamentu, aby doprowadzić je do upadłości – pisze dyrektor biura zarządu TVP

Publikacja: 29.04.2008 01:27

Red

Stosunek Platformy Obywatelskiej do mediów publicznych stanowi znamienny wyłom w retoryce „polityki miłości”. Obsesje, zwłaszcza na punkcie TVP i towarzyszące im złe emocje, sprawiają, że niektórzy z polityków PO mówią czasem „za dużo”, to znaczy – z brutalną szczerością o własnych intencjach. A te mogą przerażać.

Polscy seniorzy za zwolnienie z abonamentu zapłacą przymusem słuchania i oglądania tylko stacji komercyjnych, które mają ofertę dopasowaną do widowni w wieku 16 – 49 lat

Na froncie walki z obecnym zarządem TVP największą determinację przejawia minister skarbu Aleksander Grad wspierany przez przewodniczącego Klubu Parlamentarnego PO Zbigniewa Chlebowskiego. Pierwszy dopuszcza się insynuacji pod adresem władz TVP, jakoby te, utajniając raport z audytu spółki, chciały ukryć jakieś przestępstwa. Drugi biorąc (na jakiej podstawie?) oskarżenia partyjnego kolegi za dobrą monetę składa zawiadomienie do prokuratury.

Na to bezprecedensowe podważanie wiarygodności TVP patrzy jej publiczność, kontrahenci, partnerzy krajowi i zagraniczni, konkurencja wreszcie. W grze prowadzonej przez ministra Grada i przewodniczącego Chlebowskiego podstawową bronią nie są dowody na cokolwiek, tylko insynuacje, tworzenie klimatu podejrzeń. Niedbale ukryte za frazeologią troski o interes publiczny przesłanie ich działań brzmi tak: „zagięliśmy parol na prezesa Urbańskiego i nie odpuścimy, choćby TVP miała się od tego zawalić”.

Mamy do czynienia z propagandowym przygotowaniem do interwencji pod wydumanym pretekstem. Logicznie z takim przesłaniem koresponduje przywrócenie przez Senat w nowelizacji ustawy medialnej usuniętych wcześniej w Sejmie zapisów upoważniających ministra skarbu do odwoływania członków władz publicznych mediów.

W walce z TVP podstawową bronią nie są dowody na cokolwiek, tylko insynuacje oraz tworzenie klimatu podejrzeń

W kampanii czarnego PR przeciw TVP słowem-wytrychem stał się właśnie „audyt”, a dokładniej „audyty”, bo minister Grad mówi o dwóch: pierwszym zleconym przez siebie, a utajnionym przez władze spółki TVP SA, oraz drugim – wewnętrznym, zleconym przez kierownictwo tej spółki. Z tego audytu miałyby wynikać rzeczy jeszcze straszniejsze.

Otóż w ciągu ostatniego roku w TVP przeprowadzono nie dwa, ale kilkadziesiąt audytów, a wszystkie – poza jednym – miały charakter wewnętrzny i zostały zlecone po to, by wychwycić problemy do rozwiązania, co w tak dużej, złożonej korporacji wymaga zaawansowanych procedur kontrolnych.

Jeden z tych licznych audytów trafił do rąk ministra Grada, który postanowił odczytać go po swojemu: nie jako dowód troski władz spółki o poprawę jakości zarządzania, tylko jako rzekomy dowód przestępczych praktyk. Fakty niczym, interpretacje wszystkim. Co zaś się tyczy pretensji ministra Grada (i innych polityków PO), że wyniki audytu zamówionego przez niego zostały przez radę nadzorczą TVP utajnione, to należy przypomnieć, co raport z audytu zawiera – tajemnice handlowe spółki.

Minister Grad zażądał np. informacji o negocjacjach między TVP a Polsatem w sprawie transmisji z Euro 2008. Ale te negocjacje nadal przecież trwają. Upublicznienie ich szczegółów przez władze TVP byłoby zatem działaniem na szkodę spółki. I wtedy zapewne minister podniósłby fakt ujawnienia audytu jako zarzut tak samo, jak teraz czyni go z utajnienia. Nie kijem go, to pałą. Żądanie w tej sprawie „jawności” jest mydleniem oczu opinii publicznej. I nie jest to mydlenia przykład jedyny.

Głównym obiektem ataków PO jest abonament radiowo-telewizyjny. Kampania negująca sens jego płacenia już w pierwszych miesiącach 2008 roku przyniosła dramatyczny spadek skuteczności poboru. To bodaj pierwszy w wolnej RP przypadek, w którym przedstawiciele władz państwowych namawiają obywateli do lekceważenia prawa.

Ostatnio zaś do laski marszałkowskiej trafił projekt ustawy znoszącej obowiązek abonamentowy dla osób powyżej 65. roku życia, co ma być wstępem do całkowitej jego likwidacji. Nie chcąc lub nie będąc w stanie wprowadzić faktycznej rewolucji podatkowej w duchu liberalnym, Platforma postanowiła szybko „uwolnić” seniorów od płacenia 17 złotych miesięcznie; wszystkich seniorów posiadających odbiorniki bez powiązania prawa do takiego zwolnienia z wysokością dochodów płatników. Nie zaproponowano także żadnych rozwiązań refundacyjnych: ani dla płacących abonament emerytów, ani dla mediów, by wyrównać im poniesiony uszczerbek w przychodach. Bo też nie chodzi o to, by sprawiedliwiej dzielić ciężary utrzymania mediów publicznych, ani o to, by emeryci mieli więcej pieniędzy, tylko by spółki Polskiego Radia i TVP miały ich mniej.

Skoro nie ma na razie szybkich sposobów przejęcia nad nimi kontroli, należy „wziąć je głodem”. Najszybciej polegną akurat spółki Polskiego Radia mające znacznie niższe niż TVP przychody z reklamy i bardziej uzależnione od abonamentu, ale TVP polegnie również. I wtedy polscy seniorzy za „prezent” w wysokości 17 złotych miesięcznie zapłacą przymusem słuchania i oglądania tylko nadawców komercyjnych, którzy swoją ofertę z założenia dopasowują do widowni w przedziale wiekowym 16 – 49 lat, bo tacy odbiorcy interesują reklamodawców. Tylko telewizja publiczna buduje swoją ofertę programowa dla widowni „+4”, czyli dla Polaków ze wszystkich grup wiekowych. Jej zniszczenie wiązać się będzie również z obniżeniem komfortu życia seniorów, którym Platforma chce rzekomo ulżyć, bo jako grupa mniej aktywna konsumencko znajdą się wówczas na marginesie rynku radiowo-telewizyjnego.

Cele obrzucania TVP błotem nie kończą się na stworzeniu propagandowej przygrywki do usunięcia obecnych władz tej spółki, tak jak i cele dwuetapowej likwidacji abonamentu nie kończą się na pozorowaniu polityki zmniejszania „ciężarów podatkowych”.

Obok powtarzania frazesów o odpolitycznieniu zdarzają się politykom PO pod wpływem wspomnianych na wstępie emocji – wypowiedzi autodemaskatorskie, jak choćby ta z ust ministra Grupińskiego o potrzebie likwidacji jednego programu TVP, a prywatyzacji drugiego. Premier Tusk od pomysłu swojego doradcy się odciął już choćby dlatego, że od czasów komisji śledczej badającej aferę Rywina dywagacje o prywatyzowaniu TVP zrobiły się politycznie ryzykowne.

Również sama operacja koniecznej do tego zmiany prawa byłaby skomplikowana prawnie i czasochłonna. Minister Grad oświadczył ostatnio, że nie ma wobec TVP planów prywatyzacyjnych. Tu można mu uwierzyć, bo istnieje droga prostsza i wygodniejsza. Wystarczy poprzez odebranie mediom publicznym dochodów z abonamentu doprowadzić te spółki do upadłości. Wówczas wyznaczony przez ministra skarbu likwidator będzie mógł w majestacie prawa potraktować media publiczne jako masę upadłościową do wystawienia na sprzedaż.

Na – skądinąd nieuniknione – protesty obrońców mediów publicznych i ich masowo zwalnianych pracowników – będzie można odpowiedzieć, że rząd realizuje właśnie „plan ratunkowy” dla spółek doprowadzonych do upadłości jakoby przez zarządy osadzone w nich jeszcze przez PiS, LPR i Samoobronę.

Czy naszkicowany tu rozwój wypadków nie zakrawa na political fiction? Byłbym w mojej krytyce PO bardziej powściągliwy, gdybym widział, że przy wszystkich swoich obsesjach i uprzedzeniach politycznych, ma ona jakiś własny plan reformowania mediów publicznych bez doprowadzania do ich dewastacji. Ale takiego planu nie widzę. Widzę obłudną kampanię przeciw tym mediom i aktualnym sposobom ich finansowania.

O rozwiązaniach alternatywnych politycy PO mówią mętnie. System abonamentowy ma zostać zastąpiony przez fundusz misji publicznej, ale to na razie tylko hasło, a nie realny projekt. A nawet jeśli takim się stanie, to będzie on oznaczał wprowadzenie nowej instytucji pomocy publicznej dla mediów i jako taki będzie wymagał notyfikacji przez Komisję Europejską. Procedura notyfikacyjna potrwa nie krócej niż rok, a może i dłużej. Nie ma też gwarancji, że zakończy się pozytywnie.

Nie wierzę, by eksperci PO nie zdawali sobie z tego sprawy, a to oznacza, że kampania antyabonamentowa prowadzona jest przez tę partię ze świadomością, iż doprowadzi do kryzysu finansowego w TVP i spółkach radia publicznego do ich likwidacji włącznie. Takie obawy musi pogłębiać niechęć Platformy do zainicjowania poważnej debaty na temat zadań i przyszłości mediów publicznych. Po co istnieją, czym są i mają być dla polskiej demokracji, kultury, rozwoju społecznego, jak powinny być zorganizowane i finansowane.

PO nie tylko nie organizuje, ale nie chce nawet brać udziału w debacie toczonej wokół takich pytań. Więc skąd brać choćby odrobinę optymizmu?

Autor jest dyrektorem Biura Zarządu i Spraw Korporacyjnych TVP SA

Stosunek Platformy Obywatelskiej do mediów publicznych stanowi znamienny wyłom w retoryce „polityki miłości”. Obsesje, zwłaszcza na punkcie TVP i towarzyszące im złe emocje, sprawiają, że niektórzy z polityków PO mówią czasem „za dużo”, to znaczy – z brutalną szczerością o własnych intencjach. A te mogą przerażać.

Polscy seniorzy za zwolnienie z abonamentu zapłacą przymusem słuchania i oglądania tylko stacji komercyjnych, które mają ofertę dopasowaną do widowni w wieku 16 – 49 lat

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Daria Chibner: Propozycja Rafała Trzaskowskiego dla polskiej nauki. Bez planu, ładu i składu
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Krzyżak: Biskupi pod ścianą. Może w kwestii pedofilii trzeba dać im jeszcze czas?
Opinie polityczno - społeczne
Jan Zielonka: Mityczny zdrowy rozsądek otwiera politykom furtkę do arbitralnych działań
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: 15 lat po Smoleńsku PiS oddala się od dziedzictwa Lecha Kaczyńskiego
Materiał Promocyjny
Współpraca na Bałtyku kluczem do bezpieczeństwa energetycznego
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Po szczycie UE ws. Ukrainy jesteśmy na prostej drodze do katastrofy
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń