Marihuana – detonacja kontrolowana

Macherzy od politycznego marketingu z PO wiedzą, że informacje o paleniu trawki przez premiera mogą mu zaszkodzić. Ale zrobili wszystko, by zminimalizować straty polityczne – pisze politolog z Uniwersytetu Śląskiego

Publikacja: 13.05.2008 01:39

Ujawniony przez tygodnik „Newsweek” fakt palenia w młodości przez Donalda Tuska marihuany nie przysporzy premierowi popularności i może odebrać część wyborców. Ale czas i forma tego coming out jest najlepsza z możliwych z punktu widzenia interesów politycznych lidera PO.

Ogromna część dzisiejszego elektoratu Platformy Obywatelskiej jest konserwatywna w sferze wartości. Dla nich informacja o tym, że ich ulubieniec nadużywał alkoholu, a zwłaszcza, że palił trawkę, może być przykrym faktem zmieniającym nieco obraz Donalda Tuska. Trudno ocenić, ile setek tysięcy wyborców PO (a może nawet milionów) przyjmie te doniesienia z najwyższym dyskomfortem, ale można uznać za pewnik, że ich liczba jest znacząca i że doniesienia o używaniu narkotyków przez premiera nie przysporzą mu ich sympatii.

Znacząca część elektoratu Platformy jest równie konserwatywna w wymiarze aksjologicznym jak wyborcy PiS czy PSL i wyznanie premiera może być dla nich poważnym problemem. Nie po to strzegą swoje dzieci i wnuki przed różnymi używkami, żeby teraz ze spokojem wysłuchiwać, że ich ulubiony polityk palił marihuanę i pił tanie wina. To może naruszyć ich wiarę w tego polityka i obniżyć jego wiarygodność oraz spowodować spadek w rankingach zaufania.

Teza o tym, że premierowi ten coming out może pomóc, bo pokazuje go jako fajnego i równego gościa, jest fałszywa. Pomija bowiem fakt, że ci, którzy tak myślą, już wyrazili swoje poparcie dla Tuska. Kto miał zagłosować na szefa PO za to, że jest „normalny”, swojski i trochę łobuzerski, już to zrobił.

Informacje ujawnione przez „Newsweek” mogą natomiast zamknąć premierowi drogę do serc osób starszych, bardziej tradycjonalistycznych, dla których trawka jest równie godna potępienia jak amfetamina czy heroina. A bez ich głosów, czyli bez głosów większości polskiego społeczeństwa, trudno będzie wygrać następne wybory – zarówno prezydenckie, jak i parlamentarne.

Znacząca część elektoratu PO jest równie konserwatywna, jak wyborcy PiS czy PSL. Wyznanie Tuska może być dla nich problemem

Jednak Tusk zrobił dobrze, ujawniając tego typu informacje właśnie dzisiaj i w formie osobistego wyznania. Moment jest korzystny, bo w najbliższej przyszłości nie czekają nas żadne wybory i jest czas na zneutralizowanie negatywnych efektów tego wydarzenia. Strach pomyśleć, co by się działo, gdyby takie wieści dotarły do uszu zwolenników PO w czasie kampanii wyborczej i, uwiarygodnione przez opinie naocznych świadków, wyszły z ust jego politycznych przeciwników. Mógłby to być śmiertelny cios dla prezydenckich planów premiera.

Należy zresztą przypuszczać, że dzisiejsza szczerość Tuska jest właśnie motywowana strachem przed ujawnieniem tego typu rewelacji przez politycznych konkurentów.

Wydaje się, że przeszłością lidera PO musieli zajmować się od dłuższego czasu pomorscy PiS-owcy. Platformerscy spin doktorzy uznali więc, że nie można czekać, aż np. Jacek Kurski stanie w świetle kamer i zacznie się pastwić nad „narkomańskim okresem życia premiera”. Postanowili rozbroić tę bombę i odpalić ją w dogodnym dla siebie czasie i najlepszej formie.

Prawdopodobnie wiedzą, że strat wizerunkowych nie da się uniknąć, ale chodzi o ich ograniczenie. Przy okazji będzie można eksploatować temat szczerości, otwartości i prawdomówności premiera oraz wykorzystać efekt skruszonego grzesznika, który z żalem i troską donosi o swych małych przewinach z czasu durnej młodości. Udało się to w przypadku alkoholizmu George’a W. Busha, dlaczego nie miałoby się udać w przypadku Tuska?

Macherzy od politycznego marketingu z Platformy wiedzą, że informacje o paleniu trawki przez premiera nie pomogą mu, a nawet mogą mu zaszkodzić. Ale zrobili wszystko, by zminimalizować straty polityczne. Następne badania opinii publicznej przyniosą nam odpowiedź na pytanie, jak wiele odłamków poraniło zwolenników premiera i czy nie uderzyły one w jego nieskalany dotąd wizerunek. Pojawiła się plama w krajobrazie prawie idealnym.

Jedno jest pewne – gdyby decyzja o czasie i miejscu detonacji bomby leżała nadal w rękach posła Kurskiego, dziura w owym wizerunku byłaby większa.

Ujawniony przez tygodnik „Newsweek” fakt palenia w młodości przez Donalda Tuska marihuany nie przysporzy premierowi popularności i może odebrać część wyborców. Ale czas i forma tego coming out jest najlepsza z możliwych z punktu widzenia interesów politycznych lidera PO.

Ogromna część dzisiejszego elektoratu Platformy Obywatelskiej jest konserwatywna w sferze wartości. Dla nich informacja o tym, że ich ulubieniec nadużywał alkoholu, a zwłaszcza, że palił trawkę, może być przykrym faktem zmieniającym nieco obraz Donalda Tuska. Trudno ocenić, ile setek tysięcy wyborców PO (a może nawet milionów) przyjmie te doniesienia z najwyższym dyskomfortem, ale można uznać za pewnik, że ich liczba jest znacząca i że doniesienia o używaniu narkotyków przez premiera nie przysporzą mu ich sympatii.

Pozostało jeszcze 81% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Daria Chibner: Propozycja Rafała Trzaskowskiego dla polskiej nauki. Bez planu, ładu i składu
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Krzyżak: Biskupi pod ścianą. Może w kwestii pedofilii trzeba dać im jeszcze czas?
Opinie polityczno - społeczne
Jan Zielonka: Mityczny zdrowy rozsądek otwiera politykom furtkę do arbitralnych działań
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: 15 lat po Smoleńsku PiS oddala się od dziedzictwa Lecha Kaczyńskiego
Materiał Promocyjny
Współpraca na Bałtyku kluczem do bezpieczeństwa energetycznego
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Po szczycie UE ws. Ukrainy jesteśmy na prostej drodze do katastrofy
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń