[b]Skomentuj [link=http://blog.rp.pl/blog/2009/03/15/anna-piotrowska-kaczka-homeopatyczna/]na blogu[/link] [/b]
Wiosenna grypa szaleje w Polsce. Zakatarzeni, rozbici, gorączkujący ruszyliśmy do lekarzy. I wielu z nas otrzymało recepty na białe granulki do trzymania pod językiem czy cudowne kropelki. Na specyfiki homeopatyczne. Czyli takie, które nie przeszły wiarygodnych badań klinicznych. Nie wiadomo nawet, czy zawarte są w nich jakiekolwiek substancje lecznicze. Choć zapłaciliśmy za nie grube pieniądze – wcale nie muszą być skuteczne.
[srodtytul]Chory nie jest ekspertem[/srodtytul]
W czasach, kiedy koncerny farmaceutyczne płacą chorym krociowe odszkodowania za to, że w trakcie badań nie dopilnowały procedur albo ukryły istnienie efektów ubocznych leków, zakrawa to na skandal. Trudno w to uwierzyć, ale w XXI wieku znachorstwo zostało postawione na równi z medycyną. W świetle obowiązującego prawa lekiem jest zarówno najnowszy środek na raka, jak i fiolka cukrowych tabletek o niesprawdzonym działaniu.
– Możemy się z tym zgadzać albo nie, ale w świetle obowiązującego w całej Wspólnocie Europejskiej, w tym oczywiście i w Polsce prawa preparaty stosowane w homeopatii, które pomyślnie przeszły proces rejestracyjny, są produktami leczniczymi o podobnym statusie jak leki syntetyczne, na przykład leki onkologiczne czy kardiologiczne – mówi dr Wojciech Łuszczyna, rzecznik Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych.