Rozmawiajmy o narkotykach

Trzech ostatnich prezydentów USA ma za sobą doświadczenia z substancjami psychoaktywnymi. Ma je też nasz premier i zapewne wielu innych polityków. Myślenie życzeniowe pod hasłem: "świat bez narkotyków" nie może być podstawą polityki państwa – piszą publicyści

Aktualizacja: 25.06.2009 19:55 Publikacja: 25.06.2009 18:55

Rozmawiajmy o narkotykach

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek Mirosław Owczarek

Red

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/06/25/karolina-malinowska-sempruch-slawomir-sierakowski-rozmawiajmy-o-narkotykach/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]

Narkotyki i większość substancji psychoaktywnych obłożone są w Polsce anatemą. W ostatnim dziesięcioleciu wytworzono u nas klimat paniki moralnej wokół problemu: media zgodnym chórem utożsamiają przygodne zażywanie np. marihuany z uzależnieniem, politycy prawie wszystkich opcji popierają stosowanie surowych kar za posiadanie choćby niewielkich ilości narkotyków, a ujawnienie epizodycznych przypadków zażywania czegokolwiek przez osoby publiczne traktuje się w kategoriach skandalu.

Rzecz w tym, że cała ta atmosfera nie ma nic wspólnego z rzetelną wiedzą na temat skutków używania środków psychoaktywnych, skali tego zjawiska w naszym kraju czy wreszcie kosztów społecznych obecnej, niezwykle represywnej polityki narkotykowej w Polsce.

[srodtytul]W poszukiwaniu niecodziennych doznań [/srodtytul]

Na tle reszty Europy pod względem spożycia środków psychoaktywnych Polska znajduje się mniej więcej w środku stawki – nieco wyżej, gdy chodzi o amfetaminę, niżej – gdy uwzględnimy tylko marihuanę. Można się spierać, czy decyduje o tym charakter poszukiwanych doznań czy raczej system produkcji i dystrybucji. Marihuana rozluźnia, sprzyja integracji z innymi ludźmi. Amfetamina zwiększa efektywność i pobudza indywidualnie.

Wygląda na to, że różne warunki społeczne (np. presja konkurencyjności w korporacjach) stwarzają potrzebę takich właśnie stanów emocjonalnych. Jednocześnie w Polsce częste jest samoleczenie różnymi substancjami psychoaktywnymi. Wielu z nas wciąż się wstydzi pójść po poradę do psychologa czy psychiatry (albo nas na to nie stać!). Zaaplikowanie sobie określonych tabletek staje się panaceum na stany lękowe, depresję i wiele innych problemów zdrowia psychicznego. Na złe relacje w domu, kłopoty z rówieśnikami, niezaleczone traumy. Także przemoc psychiczną, fizyczną i seksualną, będącą często doświadczeniem uzależnionych kobiet.

Wszystko to nie oznacza, że lek (nie zawsze legalny) ma być rozwiązaniem wszystkich problemów jednostkowych i społecznych – warto jednak zapytać, czy jest sens jego stosowanie traktować jako przestępstwo? Oprócz wyżej wymienionych mamy też sporo mniej dramatycznych powodów, by używać niedozwolonych tabletek: poszukiwanie niecodziennych doznań, lepszy taniec, cieplejsze emocje, intensywniejszy seks. Czy prawo karne w wolnym państwie powinno regulować takie kwestie?

Polskie prawo w obecnym kształcie ściga głównie użytkowników, zarówno tych niedzielnych, jak i naprawdę uzależnionych – ich złapać najłatwiej. Jednocześnie Polska jest czołowym europejskim producentem amfetaminy. Czy naprawdę warto wydawać masę publicznych pieniędzy na przeszukiwanie plecaków i wywracanie kieszeni licealistom w sytuacji, gdy na hurtowników i gangsterów przymyka się oko?

Statystyki sądowe w ostatnich latach wskazują drastyczny wzrost skazań za posiadanie niewielkich ilości substancji zakazanych, bardzo niewiele za to poprawiła się wykrywalność produkcji i hurtowego handlu. Produkujące twarde narkotyki grube ryby mogą spać spokojnie – policjantowi dużo łatwiej zatrzymać z towarem słaniającego się na nogach narkomana z dworca względnie studenta z dredami. Niezwykle restrykcyjna ustawa przekłada się na relacje osób zażywających narkotyki z państwem. Jeśli kryminalizujemy zachowania 120 tysięcy obywateli, to wysyłamy im zarazem jasny sygnał, że państwo nie zamierza im w żaden sposób pomóc. Nic dziwnego, że się przed tym państwem chowają, w szczególności przed policją. Bo to właśnie policjant jest tym funkcjonariuszem państwa, z którym najczęściej mają kontakt.

Ukrywając się, nie przychodzą do poradni po pomoc, łatwiej zakażają się HIV i różnego typu żółtaczkami. Bo jeśli policja inwigiluje np. tzw. marsz konopi, robiąc zdjęcia uczestnikom, a potem aresztuje ich, to dlaczego nie miałaby ścigać klientów punktów wymiany igieł i strzykawek? Taki konflikt interesów pomiędzy egzekwowaniem prawa i zdrowiem publicznym na zdrowie nie wyjdzie nikomu.

[srodtytul]Lepiej leczyć, niż zabraniać [/srodtytul]

Ale są w Europie przykłady, że może być inaczej. Niemiecki Bundestag opowiedział się właśnie za szerszym wprowadzeniem legalnego leczenia heroiną – decyzję tę oparto na dowo

dach naukowych i wynikach badań z programów pilotażowych. Rząd portugalski już osiem lat temu zdekryminalizował używanie i posiadanie narkotyków (także tzw. twardych). Efekty? W ciągu pięciu lat umieralność z powodu przedawkowań spadła o jedną czwartą, liczba zakażeń wirusem HIV związanych z inie

kcją niesterylnymi igłami spadła ponadtrzykrotnie! A u nas?

$>

NFZ wydaje miliony złotych na tzw. leczenie abstynencyjne, na temat którego nie ma u nas badań naukowych! Ilu uzależnionych zaczyna tego typu leczenie? Ilu pacjentów wypada z niego po trzech, sześciu, dwunastu miesiącach? Dlaczego?

Ilu ukończyło programy abstynencyjne? Jakie są ich losy po kolejnych trzech, sześciu miesiącach? Po roku? A po dwóch latach? Czy jest jeszcze jakaś dziedzina finansowana przez Narodowy Fundusz Zdrowia, w której nie ma żadnych informacji na temat efektów leczenia?

W UE aż 700 tysięcy osób leczy się substytucyjnie, z czego zaledwie malutki kamyczek – 1500 z nich – to Polacy, co stawia nas na przedostatnim miejscu w Unii Europejskiej (za nami jest już tylko Cypr). Całe regiony kraju, np. Pomorze, podejmują decyzje, że nie będą stosować, badanych przez 40 lat i potwierdzonych naukowo jako najefektywniejsze, metod leczenia opiatowców metadonem. Tak samo jest w Białymstoku i Rzeszowie.

Przez ponad dziesięć lat od rozpoczęcia terapii substytucyjnej w Polsce nieudolne i moralizatorskie zarazem państwo nie potrafi zagwarantować wszystkim równego dostępu do skutecznego leczenia. Nie przeszkadza mu to aresztować coraz większej liczby drobnych użytkowników czy przeszukiwać ich mieszkań, krótko mówiąc – pakować się z buciorami w sam środek wolności obywatelskich.

[srodtytul]Nieskuteczna abstynencja [/srodtytul]

Trzech ostatnich prezydentów Stanów Zjednoczonych ma za sobą doświadczenia z substancjami psychoaktywnymi. Ma je też nasz premier Donald Tusk i zapewne wielu innych polityków.

Myślenie życzeniowe pod hasłem "Świat bez narkotyków" nie może być podstawą polityki państwa. Marnujemy publiczne pieniądze i przyczyniamy się do ludzkich dramatów, z uporem maniaka trwając przy polityce wymuszania abstynencji, zamiast myśleć o skutecznej redukcji szkód.

Doświadczenia innych krajów wskazują, że wsadzanie użytkowników do więzień nie zmniejsza ani popytu, ani dostępności substancji psychoaktywnych. Generuje za to społeczne koszty: utrudnia leczenie uzależnionych, a zdrowych (np. "imprezowych" palaczy marihuany) spycha w objęcia kryminalnego podziemia.

Czas wreszcie, żebyśmy o polityce narkotykowej państwa zaczęli dyskutować racjonalnie, zamiast moralizować – obchodzony dziś Międzynarodowy Dzień Zapobiegania Narkomanii to chyba dobra ku temu okazja.

[i]Katarzyna Malinowska-Sempruch – dyrektorka Międzynarodowego Programu Polityki Narkotykowej Open Society Institute

Sławomir Sierakowski – redaktor naczelny "Krytyki Politycznej"[/i]

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/06/25/karolina-malinowska-sempruch-slawomir-sierakowski-rozmawiajmy-o-narkotykach/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]

Narkotyki i większość substancji psychoaktywnych obłożone są w Polsce anatemą. W ostatnim dziesięcioleciu wytworzono u nas klimat paniki moralnej wokół problemu: media zgodnym chórem utożsamiają przygodne zażywanie np. marihuany z uzależnieniem, politycy prawie wszystkich opcji popierają stosowanie surowych kar za posiadanie choćby niewielkich ilości narkotyków, a ujawnienie epizodycznych przypadków zażywania czegokolwiek przez osoby publiczne traktuje się w kategoriach skandalu.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
felietony
Życzenia na dzień powszedni
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Jak uwolnić Andrzeja Poczobuta? Musimy zacząć działać
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Umowa Ukraina–USA, czyli jak nie stracić własnego kraju