Polacy kochają i potrzebują detektywa Rutkowskiego, nawet jeśli o tym nie wiedzą. Skąd ta odważna, by nie rzec absurdalna na pozór teza? Już tłumaczę, ale najpierw wyjaśnijmy sobie jedno: Krzysztof Rutkowski nie był, nie jest i wcale nie chce być żadnym detektywem. Żadne szkiełko i oko, żadne badanie linii papilarnych, żadne szperanie w dokumentach, robienie zdjęć po kryjomu – słowem nic z tego, z czym kojarzy się praca detektywa. To nie on.
Gleba, gleba!
O sobie mówi tyle: uwielbia bohaterów granych przez Clinta Eastwooda, postaci na wskroś westernowe. Może i pozerów, może i łobuzów, ale zawsze szlachetnych i uczciwych. Gwałtownych, przesadzających, niepohamowanych? Tak, ale zawsze walczących w słusznej sprawie. No i wbrew opinii tych ze świecznika, wbrew opinii elit, bo on, Rutkowski, jest prawdziwym outsiderem, nawet jeśli nie używa tego słowa. Z pewnością nie jest facetem z biblioteki, raczej z osiedlowej siłowni.
Rutkowski chce być szeryfem. Do swych wyobrażeń o nim dostosował wszystko, łącznie z garderobą: buty kowbojki, skórzane kurtki, służbowe, stylizowane na policyjne czy wojskowe krawaty czy wreszcie słynne słoneczne okulary i fryzurę na amerykańskiego marine. Ale przede wszystkim dostosował swój, za przeproszeniem, opus moderandi.
Rutkowski nigdzie bowiem nie przyjeżdża – on zajeżdża z piskiem opon wielkim terenowym wozem z wymalowanym logo "Rutkowski Patrol" (zaiste, dyskrecja godna detektywa). A potem jest zawsze tak samo: hałas, wrzask i krzyk: "Gleba!" Gleba, na którą rzucane jest wszystko, co się rusza i nie ucieka na drzewo. Stój, padnij, leżeć! Wtedy dopiero wychodzi on, wybawiciel, z miejsca opanowuje sytuację i, niczym z modlitwy św. Franciszka, "wprowadza pokój tam, gdzie panował chaos".
Szeryf to postać poszukiwana zawsze i wszędzie, ale w niespokojnych czasach transformacji popyt na niego jest nadzwyczajny. W Polsce szeryfem cudotwórcą mieli być i Tymiński, i Lepper, i wreszcie w nieco mniejszym stopniu Palikot. Ba, z tej samej tęsknoty wyrosła też po części popularność Lecha Kaczyńskiego oraz PiS. Szeryf jest po to, by tę bandę złodziei, która opanowała Sejm i rząd, wywalić, pozamykać i w kamieniołomy wysłać, by darmo państwowego chleba nie jedli.