Giełdy w Europie mierzą się z wieloma wyzwaniami. Wystarczy wymienić choćby spadającą liczbę debiutów, przejęcia spółek przez fundusze private equity czy przejęcie dużej części obrotów przez nieregulowane platformy inwestycyjne.
Jeśli miałbym wskazać numer jeden na liście problemów, to byłyby to efekty działania dyrektyw MiFID. Miały wesprzeć rynki kapitałowe, ale stało się dokładnie odwrotnie i ich pozycja osłabła. Zwiększyły się obroty na rynku nieregulowanym, zmalała przejrzystość rynku, wzrosły obciążenia dla brokerów mniejszej wielkości, a także praktycznie zniknęły raporty analityczne dla mniejszych spółek. Gdybym umiał czarować, to sprawiłbym, że dyrektywa MiFID II nigdy by nie powstała. Między tym, co głoszono i co miała ona wnieść, a tym, co faktycznie przyniosła, jest przepaść. Praktycznie wszyscy się co do tego zgadzają i zastanawiamy się, jak to naprawić. Niektóre drobne zmiany mogą zadziałać w przypadku blue chips, ale w przypadku mniejszych spółek i mniejszych rynków mamy prawdziwą katastrofę.