Historia lubi się powtarzać. Pięć lat temu zdecydowano, by ustawowo powstrzymać rozwój lądowej energetyki wiatrowej. Wówczas słyszałem w dużej spółce energetycznej, że tak trzeba zrobić, bo wiatraki obniżają rentowność bloków węglowych. Jakoś nikt się wtedy nie przejmował cenami energii. A gdy ceny uprawnień za emisję CO2 poszybowały i spółki energetyczne dostrzegły na horyzoncie widmo bankructwa, zaczęły zmieniać zdanie... Teraz pojawia się szansa, by odblokować źródło produkujące najtańszą energię – czyli wiatraki na lądzie.
Spójrzmy, jakie owoce przyniosły decyzje sprzed pięciu lat: najdroższa energia na rynku hurtowym, czyli dla przedsiębiorstw, które na unijnym rynku konkurują z innymi firmami ze straconej już na starcie pozycji, a nierentowne górnictwo wymaga miliardowej kroplówki od państwa, którą – jak wiele na to wskazuje – za chwilę zablokuje Komisja Europejska. Spółki, które wspierały ratowanie węgla, poniosły straty. Symbolem tej polityki są burzone właśnie wieże w Ostrołęce, gdzie miała powstać najnowsza elektrownia węglowa w Polsce.
Na jaką kwotę trzeba zrobić przekręt z wykorzystaniem publicznych pieniędzy, aby zapewnić sobie poranną pobudkę chłopców z Centralnego Biura Antykorupcyjnego: 100, 200 tys. zł? A jakoś nie słyszałem, by panowie z trzema literami na plecach zatrzymali kogokolwiek za ponadmiliardową inwestycję, która okazała się gigantyczną porażką i zakończyła wielkimi odpisami spółek energetycznych...
Czekając na reakcję ministra sprawiedliwości, spójrzmy w przyszłość, bo to o nią toczy się gra. Jesteśmy w kluczowym momencie nie tylko transformacji energetycznej, ale i rozwoju kraju. W najbliższych miesiącach Bruksela rozpocznie wypłaty z ogromnych budżetów na odbudowę po pandemii. To ostatni dzwonek na przygotowanie planów i koncepcji. Wsparcie dostaną ci, którzy dostrzegą światowe trendy: bezemisyjne technologie energetyczne, elektryfikację transportu, rozwiązania oparte na zielonym wodorze etc. Budujmy nowe Gdynie, a nie węglowe Ostrołęki.