Mija rok od początku pandemii Covid-19 w naszym kraju, która dotknęła nasze rodziny, bliskich i firmy, w których pracujemy lub którymi kierujemy.
Przez ten rok towarzyszyły nam informacje o liczbie zakażonych i zaszczepionych, obostrzeniach w różnych dziedzinach życia i branżach gospodarki, o reakcji firm na restrykcje i o kolejnych tarczach antykryzysowych. Stopniowo oswajamy się z nową codziennością, wierząc w powrót do starej rzeczywistości.
Sytuacje kryzysowe pojawiające się w przedsiębiorstwach były w części niwelowane przez kolejne tarcze antykryzysowe i działania restrukturyzacyjne, ale niekiedy skutkiem pandemii była upadłość. Powaga sytuacji nie skłaniała do przytaczania celnej refleksji prof. Krzysztofa Obłoja, który traktuje kryzysy jak budziki: nikt ich nie lubi, ale są potrzebne i mogą być mądrze wykorzystane.
Druga połowa roku 2020 kojarzyła się raczej z definicją sformułowaną przez prof. Elżbietę Urbanowską-Sojkin z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu: „kryzys to zagrożenie egzystencji przedsiębiorstwa", to zarazem sytuacja decyzyjna dla jego kierownictwa, w której ważny jest czas podjęcia decyzji, stopień przewidywalności i obawy wynikające z niepewności.
Koło ratunkowe
W połowie 2020 r. weszły w życie przepisy wprowadzające nowy instrument ratujący przedsiębiorstwa w stadium zagrożenia niewypłacalnością lub nawet w sytuacji niewypłacalności. Lektura grudniowego Monitora Sądowego i Gospodarczego skłania do refleksji. W ostatnim miesiącu 2020 r. obwieszczono o otwarciu w Polsce 127 postępowań restrukturyzacyjnych. Zaledwie siedem razy uczyniły to sądy, a aż 120 razy sami przedsiębiorcy.