To słowa Mateusza Morawieckiego zapowiadającego projekt społeczno-gospodarczy, który ma pomóc Polsce podnieść się po zapaści wywołanej pandemią. Podobnie jak słynny amerykański New Deal Franklina D. Roosevelta, który dał gospodarce USA gigantyczny impuls rozwojowy. Jeśli to prawda, to Nowy Ład powinien przede wszystkim pokazać cele, które mamy osiągnąć, a także reformy konieczne w tych dziedzinach, które mają największy wpływ na rozwój gospodarki. Takich jak praca, inwestycje czy innowacje. Czy tak się stanie – nie wiadomo. Szczegóły projektu są strzeżone.
W ubiegłym tygodniu trafiłem na wywiad z Olgą Semeniuk z Ministerstwa Rozwoju. Rozmowę, wydawałoby się, że ważną. Nie jest bowiem tajemnicą, iż autorka aspiruje do szczególnej pozycji w polskiej gospodarce. Moją uwagę zwrócił szczególnie pesymistyczny tytuł: „Odbudowa gospodarki potrwa nie miesiące, lecz lata".
Dlaczego lata? Zdaniem Semeniuk „Założeniem Nowego Ładu jest wyrównanie dysproporcji między grupami społecznymi. Ale nie chodzi o to, by uderzyć w tych, którzy zarabiają powyżej średniej krajowej, tylko o doprowadzenie do sytuacji, w której każdy dorosły obywatel złoży się na państwo i nową postpandemiczną gospodarkę". Albo „są też tacy, którzy zarabiają dużo i mogą się tymi pieniędzmi podzielić z państwem". Przy okazji także „[...] Nowy Ład [będzie] skupiał się na seniorach, kontynuował programy, które wprowadzamy już od 2015 r. Z drugiej zaś, [będzie] niwelował problemy np. osób młodych, związane choćby z dostępem do kredytów". Czy też o to rzeczywiście chodzi? Do tego jeszcze zachęcanie (pardon – „zmuszanie") zagranicznych inwestorów, by tworzyli nowe miejsca pracy. Co ciekawe, Semeniuk dużo mówi o inwestycjach, ale nic o podatkach. Pytana o te ostatnie odsyła do kolegi. Zapominając, że kapitał idzie tam, gdzie mu wygodniej. Dlatego pewnie skończy się na Polskim Inkubatorze Rzemiosła, adresowanym do zaledwie 300 tys. firm, z rocznym budżetem „aż" 10 mln zł. A nie na inwestycjach zagranicznych.
„Strasznym jest marnować kryzys" – zauważył laureat Nagrody Nobla Paul Romer. Po przeczytaniu wywiadu mam wrażenie, że tak stanie się z Nowym Ładem. Będzie to raczej znany z historii plan pięcioletni, wskazujący „horyzonty dobrobytu dla mas pracujących miast i wsi", a nie dobrze skrojony projekt dynamicznego rozwoju gospodarki. Wraca „stare", i to jak! Inni są co prawda ludzie, nieco (sic!) odmienne hasła. Za to wiara jest taka sama. Wiara w moc sprawczą urzędów, nakazów, norm i rozdzielnictwa. I nade wszystko... władzy. Sprawowanej oczywiście ad maiorem Dei gloriam. Bo przecież nie dla własnych, trywialnych korzyści. Przedsiębiorca zaś jest kimś w rodzaju... petenta. I to uciążliwego. Którego można obsłużyć w okienku, obiecać pomoc z kolejnych tarcz, jeśli jest potulny, ofuknąć, jeśli ma jakieś uwagi. Wreszcie ukarać mandatem, jeśli jest szczególnie natarczywy. Albo zamknąć mu biznes na pół roku bądź na rok. Jeśli zaś protestuje, to nasłać policję.
Na szczęście premier pytany o doniesienia mediów o Nowym Ładzie przyznał, że traktuje te „enuncjacje" z „pewnym przymrużeniem oka", a „każdy ma prawo swoje informacje, to co zasłyszał, prezentować". I tak niech zostanie.