Reklama
Rozwiń

Kryzys finansowy – gdzie zatrzyma się efekt domina

- Mamy duże szanse, że skutki kryzysu nas ominą. W najgorszym scenariuszu grożą nam tylko rykoszety – pisze Bohdan Wyżnikiewicz, wiceprezes Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową

Publikacja: 03.10.2008 04:56

Od dawna nie było tak źle ze światowym systemem finansowym jak w ostatnich dniach. Indeksy giełdowe topnieją w oczach, gdzieniegdzie zawiesza się obrót akcjami. Gazety i portale prześcigają się w wymyślaniu coraz to bardziej dramatycznych nagłówków. Tu i ówdzie pojawiają się objawy paniki.

[srodtytul]Przyczyny są znane[/srodtytul]

Przyczyn kryzysu jest wiele i nawarstwiały się one przez lata. Formalny początek dało mu załamanie na rynku kredytów hipotecznych w USA, ale jego korzenie są głębsze. Banki i instytucje kredytowe udzielały kredytów bez opamiętania, wzajemnie je sobie gwarantując. Okazało się, że wiele lat niezakłóconego wzrostu zysków i obrotów na rynkach finansowych osłabiło nie tylko czujność banków, ale także ich instynkt samozachowawczy. Wprowadzono cały arsenał instrumentów finansowych, które były zrozumiałe tylko dla nielicznych.

[wyimek]W ciągu ostatnich lat sektor finansowy był bardzo ceniony przez inwestorów, co pompowało w górę indeksy sektorowe. Teraz ich wartość gwałtownie topnieje[/wyimek]

W podejmowaniu decyzji operacyjnych, a podejrzewam, że także decyzji strategicznych, zanadto uwierzono wskazaniom wyrafinowanych modeli matematycznych bądź ekonometrycznych. Jednak przy zawirowaniach ich założenia nie są spełniane i opieranie się na modelach prowadzi do wzrostu ryzyka błędnych decyzji.

W USA od dziesięcioleci ludzie zaciągali kredyty na dużą skalę. Młodzież już w chwili usamodzielniania się finansowego nabywała na kredyt auta i domy, licząc na przyszłe dochody. Ponieważ okresy dobrej koniunktury trwają znacznie dłużej niż recesje, miał miejsce wzrost dochodów, a zatem zwykle udawało się spłacać kredyty. Towarzyszyły temu rosnące ceny nieruchomości. W końcu stały się tak wysokie, że jeszcze w poprzedniej dekadzie łatwo było wykazać, iż w perspektywie całego życia przeciętnego Amerykanina bardziej opłacalne stało się wynajmowanie domu niż kupowanie go na własność. Taka sytuacja nie przeszkodziła jednak zwiększaniu popytu na kredyty hipoteczne przeznaczane również na spekulacyjne kupowanie nieruchomości.

[srodtytul]Wiadome i niewiadome[/srodtytul]

Od początku kłopotów z kredytami hipotetycznymi, które pojawiły się w połowie 2007 roku, było wiadomo, że łańcuch powiązań wynikających z wzajemnych gwarancji, emisji obligacji na finansowanie niepewnych kredytów jest długi i że po kolei będą wpadać w kłopoty coraz to nowe instytucje sektora finansowego. Ostatni okres przyniósł przyspieszenie efektu domina.

Kłopoty kolejnej instytucji finansowej okazują się często niespodzianką dla inwestorów i dla opinii publicznej, gdyż nie ma zwyczaju ogłaszania zamiaru niewypłacalności prowadzących do bankructw. Pozostaje zatem śledzenie symptomów przyszłych kłopotów i spekulowanie o pojawianiu się nowych ofiar kryzysu. Taka sytuacja ogranicza dodatkowo zaufanie do instytucji finansowych.

Banki centralne i władze publiczne najpierw Stanów Zjednoczonych, później innych krajów stanęły w obliczu trudnych decyzji. Z jednej strony nie powinny one ingerować zbyt głęboko w mechanizmy rynkowe, ale z drugiej strony nie powinny dopuścić do rozprzestrzeniania się groźnego kryzysu na resztę gospodarki. Inny dylemat władz to obawa, że pomoc finansowa udzielona obecnie instytucjom finansowym będzie miała demoralizujący efekt dla całego rynku.

Oznaczałaby ona de facto darowanie win grzesznikom, w rezultacie czego w przyszłości inne instytucje finansowe mogłyby nie mieć oporów przed wchodzeniu w ryzykowne transakcje, licząc na wsparcie władz w przypadku niepowodzenia. Dlatego też władze publiczne są skore do pomocy najchętniej w drodze nacjonalizacji. Jest to wybór mniejszego zła. Trzeba także zdawać sobie sprawę z nadzorczych zaniechań władz publicznych, co było też jedną z przyczyn kryzysu.

[srodtytul]Pompowane indeksy[/srodtytul]

Prześledzenie ruchu indeksów giełdowych w ostatnich kilku czy nawet kilkunastu latach dobrze ilustruje zachowania inwestorów w tym czasie. Najbardziej znany indeks Dow Jones Industrial Average wzrastał niezwykle szybko. Z poziomu 3 tys. punktów w początkach lat 90. skoczył do około 14 tys. w roku 2007. Jeszcze bardziej spektakularne były ruchy niektórych indeksów sektorowych. Indeksy sektora bankowego praktycznie we wszystkich krajach i na wszystkich giełdach wykazywały największe zwyżki. Sektor finansowy stał się preferowanym przez wielu kierunkiem inwestowania. Inaczej mówiąc, rynek wysoko wyceniał banki, czego rezultatem była największa sektorowa kapitalizacja przypadająca na ten sektor.

W momencie pojawienia się kłopotów indeksy sektora bankowego znacząco obniżyły swoją wartość – akcje banków dramatycznie potaniały. Aktualnie histeria przybrała nieznane wcześniej wymiary, przez co z rynków znikają grube miliardy dolarów. Rynki giełdowe zawsze przynosiły efekt wirtualnego bogactwa. W momencie kiedy wszyscy naraz chcą się pozbywać swoich aktywów, a nie ma chętnych na ich zakup, ceny akcji topnieją w oczach.

[srodtytul]Czy ucierpi gospodarka realna?[/srodtytul]

Jednym z ważniejszych pytań, na które próbują odpowiedzieć analitycy i politycy gospodarczy, jest, czy i w jakim zakresie kryzys finansowy odbije się w realnej gospodarce. Innymi słowy warto się zastanowić, jakie będą reperkusje kryzysu finansowego w międzynarodowej wymianie handlowej, na rynkach pracy, w poziomie produkcji czy w poziomie inflacji.

[wyimek]Karierę robi teraz określenie „recesja bez recesji” wskazujące, że w wielu dziedzinach gospodarki pojawią się jej symptomy, ale PKB będzie dalej na plusie[/wyimek]

Dotychczasowy rozwój wydarzeń nie wskazuje na nieuchronną recesję. Gospodarka amerykańska trzyma się dobrze z dwóch powodów. Pierwszym jest deprecjacja dolara prowadząca do dużego wzrostu eksportu towarów amerykańskich, dzięki czemu zwiększa się produkcja przemysłu i nie obniża się poziom PKB. Drugim powodem jest generalnie dobry stan tzw. fundamentów makroekonomicznych, dzięki czemu kryzys w jednym, nawet bardzo ważnym, sektorze nie jest w stanie zastopować reszty gospodarki. O możliwości recesji w USA mówiono już przed rokiem, jednak nic takiego się na razie nie wydarzyło. Najgłośniej zapowiadają ją analitycy rynków finansowych, którzy są przyzwyczajeni do gwałtownych zwrotów w koniunkturze giełdowej. Tymczasem zmiany koniunktury makroekonomicznej następują dość wolno i zwykle mają swoje źródła w rozmijaniu się strumieni popytu i podaży. Co charakterystyczne, poważne ośrodki prognostyczne nie wskazują na scenariusz otwartej recesji, znacznie częściej mówi się o spowolnieniu. Trzeba pamiętać, że po płytkiej recesji przełomu wieków gospodarka globalna odnotowała okres silnego wzrostu, a cykle koniunkturalne wykazują skłonność do wydłużania się. Coraz częściej mówi się natomiast o potrzebie zmiany definicji recesji. Chodzi głównie o szersze uwzględnianie innych wskaźników niż zmiana PKB przy jej diagnozowaniu. Karierę robi też określenie „recesja bez recesji” wskazujące na to, że w wielu dziedzinach gospodarki pojawiają się symptomy recesji przy utrzymywaniu się dodatniego tempa wzrostu PKB.

[srodtytul]Czy ucierpi Polska?[/srodtytul]

Kryzys finansowy nie zagraża bezpośrednio polskiej gospodarce, przynajmniej w najbliższych miesiącach. Polski sektor finansowy nie jest na tyle znaczący, by uczestniczyć w globalnej grze, stąd jeżeli pojawią się nawet wątpliwe aktywa, to ich wpływ na rynek będzie znikomy. Ponadto polskie społeczeństwo nie jest ani na tyle zamożne, ani przyzwyczajone do życia na kredyt, by nadmiernie się zadłużać. Najistotniejszym czynnikiem okazała się jednak dobra jakość nadzoru nad bankami, które mimo dominacji zagranicznego kapitału we własności aktywów podlegają krajowym regulacjom.

Prognozy makroekonomiczne dla Polski od dłuższego czasu pokazywały spowolnienie wzrostu PKB w okresie dwóch lat. Spowolnienie to ma polegać na obniżeniu się tempa wzrostu gospodarki z ponad 6 do ok. 4 proc. Jest bowiem kilka ważnych okoliczności prowadzących do utrzymywania się dobrej koniunktury – dobre perspektywy popytu krajowego, zarówno po stronie spożycia, jak i inwestycji, nadal solidny wzrost eksportu oraz korzyści z obecności w UE. Chodzi tu nie tylko o napływ środków z funduszy unijnych, ale również o dostęp do unijnych rynków dla przedsiębiorców i dla czynników produkcji.

Należy jednak wskazać na pojawienie się negatywnych następstw kryzysu na polskich rynkach kapitałowych. Pierwszą ofiarą stała się GPW, gdzie od dłuższego czasu trwa przecena akcji. Pociąga to za sobą straty środków ulokowanych w funduszach, w tym straty w OFE. Straty te są niezawinione przez krajowe podmioty i stanowią cenę, jaką przyszło nam zapłacić za otwarcie gospodarki i udział w globalnym rynku finansowym. Do tej pory kraj nasz odnosił z tego tytułu wiele korzyści.

Efekt domina ma duże szanse ominięcia granic Polski. W najgorszym scenariuszu grożą nam tylko rykoszety. Scenariusz taki mogłoby tylko zakłócić mało prawdopodobne przekształcenie się obecnego kryzysu w ogólnoświatową recesję.

Opinie Ekonomiczne
Nowa unia energetyczna: czystsza, tańsza i lepiej połączona
Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: MONozakupy, czyli dajmy sobie szansę
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Zadziwiająca historia gospodarcza Rumunii
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Nie strzelajcie do flipperów
Materiał Promocyjny
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Opinie Ekonomiczne
Aleksandra Ptak-Iglewska: Wraca dramat błonicy. Pora uzależnić 800+ od szczepień
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń