Wyciek nieoficjalnej korespondencji wpływowych członków naszego rządu jest skandalem jakich mało. Nie warto jednak zajmować się samym przeciekiem. Od tego są politycy i dziennikarze. Szkoda także czasu na zastanawianie się „kto za tym stoi". I czy to prawda, czy fałsz. Nikt przecież nie stwierdził oficjalnie, że publikowana korespondencja jest ordynarnym oszustwem. Mamy w końcu odpowiednie służby, niech się tym zajmą. Jeśli oczywiście potrafią.
Skandalem jest natomiast coś innego. Całkowita nonszalancja, z jaką wpływowi politycy i doradcy rządowi traktują gospodarkę. Miejsca pracy, przedsiębiorstwa, to wszystko jest tylko jakimś niewiele znaczącym punktem odniesienia. Liczy się tylko, że „...jak zamkniemy tak po prostu galerie, to przyznamy się do błędu [...]. Musimy uzasadnić, że np. nie przestrzegano tam zasad". „Żadnych wyjątków dla sportowców. Hotele – całe – żadnych wyjątków dla podróży służbowych. Handel w galeriach – closed" – miał pisać szef rządu. „Idziemy wbrew nastrojom społecznym z pełną świadomością" – dodał z przytomnością.
To Bismarck powiedział, że ludzie nie powinni wiedzieć, jak się robi kiełbasę i politykę. Dzięki wyciekowi rządowej korespondencji widzimy, jak się w Polsce podejmuje ważne dla nas wszystkich decyzje. Polityczne i gospodarcze. Wiemy także, jakie motywy przyświecają rządzącym. Galerie handlowe zamykano, by nie przyznać się do błędu. Martwiono się możliwym spadkiem poparcia społecznego w chwili, gdy ludzie tracili swoje biznesy i niejednokrotnie dorobek życia! To jest po prostu niewyobrażalne! Wszystko zaś dzieje się z pominięciem obowiązujących procedur i analizowania danych. Nie wspominając już o uczciwej, choćby sejmowej, debacie! I oczywiście bez ryzyka odpowiedzialności! By rządzić naszym krajem, wystarczy korespondencja prowadzona z prywatnych kont. Prywatnych, bo w przeciwieństwie do urzędowych, nie trzeba ujawniać zawartej w nich treści. Sygnalistów czy hakerów nikt najwyraźniej nie bierze pod uwagę.
„Polityczne plany otoczenie premiera ustalało za pomocą prywatnych maili, gdyż nawet najważniejsi politycy w kraju nie ufają aż tak polskim służbom, by wierzyć, że nie tyle będą ich zabezpieczać przed obcymi wywiadami, ile same ich szpiegować. I na tym polega powaga katastrofalnej sytuacji, w której się znaleźliśmy. 11 lat po Smoleńsku znów lekceważymy procedury, kierujemy państwem za pomocą grup na WhatsAppie i wymiany maili na komercyjnych skrzynkach pocztowych" – pisze Michał Szułdrzyński na łamach „Rzeczpospolitej".
Wniosek z nieprawomyślnej lektury rządowych maili może być tylko jeden. Rządzi nami grupa trzymająca Gmaila! Dumna z piastowanych stanowisk, a w istocie będąca...