Właśnie 4,361 proc. wyniosła maksymalna rentowność polskich obligacji dwuletnich, jaką uzyskali inwestorzy w czwartek na aukcji Ministerstwa Finansów. To świetna wiadomość. Mówi, że odsetki od zaciąganego na nasz koszt długu będą mniejsze.
Ta wiadomość odzwierciedla również przeświadczenie inwestorów, że rząd sfinansował już 80 proc. potrzeb pożyczkowych na cały ten rok, a więc nie będzie już sprzedawał dużo papierów dłużnych. Pokazuje też, że liczą się oni z obniżkami stóp procentowych. I tu dobre wiadomości się kończą. Dane o polskiej gospodarce od początku II kwartału ujawniają narastające osłabienie. Dzieje się to na tle prognoz, że niebawem cała strefa euro pogrąży się w recesji. Może być więc źle, a nawet bardzo źle. Skokowy spadek rentowności polskich obligacji następuje wtedy, gdy inwestorzy gotowi są już od 6 lipca powierzać pieniądze rządowi Niemiec przy ujemnej rentowności. Godzą się dostać mniej, niż pożyczyli, by nie stracić jeszcze więcej, ku- pując akcje, surowce lub nieruchomości.
Gdy spojrzeć na tzw. spready, czyli różnicę w oprocentowaniu polskich i niemieckich obligacji dwuletnich, to okazuje się, że nie jest ona wcale rekordowo niska. W czwartek po południu wynosiła 4,41 pkt proc., gdy w maju 4,779 pkt proc. To mniej, ale znacznie więcej niż w maju zeszłego roku, kiedy za pożyczone pieniądze polski rząd płacił rocznie odsetki wyższe tylko o 3,034 proc. niż rząd Niemiec.
Czwartkowa aukcja nie dowodzi wcale, że jesteśmy bardziej bezpieczni. Uświa-damia, że wszędzie już jest niebezpiecznie.