Jak nie rozmawiać o TTIP

Jeżeli rząd nie rozpocznie szczerej i dobrze przygotowanej kampanii publicznej pokazującej korzyści z negocjowanego układu UE z USA, walkę o serca i umysły Polaków przegra – pisze ekspert.

Publikacja: 04.02.2015 06:01

Jak nie rozmawiać o TTIP

Foto: materiały prasowe

Tworzenie największej sfery wolnego handlu pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Unią Europejską wchodzi w decydującą fazę. Właśnie teraz, na początku lutego odbywa się kolejna runda negocjacji tej umowy o Transatlantyckim Partnerstwie Handlowym i Inwestycyjnym (z ang. TTIP).

Opinia publiczna w Polsce cały czas się waha, w tym co do zasadniczej kwestii – co nam właściwie ta umowa daje? Jasnej i konkretnej odpowiedzi od rządu na to pytanie jednak brak.

W dyskusji na temat TTIP narosło w związku z tym wiele mitów, napięć i niedomówień, co dobitnie pokazała niedawna debata zorganizowana w Warszawie przez Parlament Europejski i Instytut Spraw Publicznych.

Zamiast rzeczowej dyskusji byliśmy świadkami bardzo emocjonalnej – lecz ogólnej – dyskusji pomiędzy przedstawicielami władzy (w tym Parlamentu Europejskiego, Komisji Europejskiej i Ministerstwa Gospodarki) i organizacjami pozarządowymi. Nie zmienił tego nawet nieśmiały głos rolnika z głębi sali, który jako jedyny zadał pytanie: jakie właściwie korzyści osiągnąć by miały poszczególne sektory w Polsce.

Za dużo urzędniczych frazesów

Głównym problemem z TTIP w Polsce jest właśnie brak jakiejkolwiek rzeczowej próby przekonania obywateli przez rząd, że jest ono w ekonomicznym i gospodarczym interesie Polski. Urzędnikom zbyt łatwo przychodzi powtarzanie frazesów z zachodnioeuropejskich analiz i wystąpień.

Przykładowo: dostęp do amerykańskiego rynku usług finansowych jest bardzo ważny dla Londynu czy Frankfurtu, ale dla Polski – już niekoniecznie. Większe otwarcie amerykańskiego rynku zamówień publicznych być może wpisuje się w strategię kilku polskich przedsiębiorstw, ale jest głównie postulatem firm zachodnioeuropejskich.

Szafowanie w dyskusji nad Wisłą tymi przykładami jako korzyściami z TTIP jest po prostu nieporozumieniem. Opieranie się zaś na ogólnych badaniach o globalnym wzroście produktu krajowego brutto, o transatlantyckich miejscach pracy, ogólnym poprawieniu konkurencyjności też nie pozwala rzeczowo ocenić, czy TTIP jest dla Polaków korzystny.

Biznes również od dawna wskazuje na brak analiz wykazujących bilans korzyści i strat konkretnie dla Polski. Jest to szczególnie istotne, gdyż jak podnosi coraz więcej sektorów – od rolnictwa po przemysł energochłonny – UE jest niekonkurencyjna ze względu na wysokie koszty regulacyjne, środowiskowe, klimatyczne czy ochrony zwierząt. Wpuszczenie importu z USA w tych sektorach – bez ceł – doprowadzi po prostu do nierównej walki, której polski przemysł – ogólnie konkurencyjny – nie może wygrać ze względu na niekorzystne i kosztowne regulacje unijne w rozmaitych sektorach.

Należy w trybie pilnym przygotować i udostępnić rzeczowe analizy dotyczące wpływu TTIP na poszczególne sektory polskiej gospodarki

Dopóki rząd nie podejmie tej ważnej dyskusji rzeczowo i otwarcie, obywatele i firmy mają prawo czuć się zaniepokojeni. Z ostatniej debaty na temat TTIP rodzi się kilka wniosków, co do tego jak przyszłe dyskusje o tym układzie powinny przebiegać.

Konieczny udział biznesu w debacie

TTIP to umowa handlowa. Jej celem jest zniesienie ceł i ułatwienie firmom z USA i UE eksportu produktów i usług na rynek po drugiej stronie Atlantyku. Jakkolwiek ma ona wpływ na życie obywateli, to głównie reguluje handel i inwestycje firm. Nie można więc przeprowadzić debaty merytorycznej na temat TTIP bez dużego udziału firm będących za lub przeciw umowie. Debata na temat umowy handlowej bez biznesu siłą rzeczy musi znaleźć inny temat i będą nim kwestie polaryzujące, choć drugorzędne.

Rola społeczeństwa obywatelskiego

Dzisiejsze umowy handlowe bezspornie mają wpływ na społeczeństwo. Harmonizacja standardów i regulacji ogranicza przyszłą możliwość uchwalania nowego prawa, również tego, które ma dbać o nasze bezpieczeństwo.

Obywatele mają więc prawo czuć się zaniepokojeni i mimo, że ich obawy nie dotyczą sedna umowy (którym jest część handlowa), są równie ważne. Lekceważenie głosu społeczeństwa obywatelskiego doprowadzi do polaryzacji i niepotrzebnych napięć na linii rządzący – obywatele – firmy.

Tryb rozwiązywania sporów inwestycyjnych (ISDS)

Idea specjalnych trybunałów arbitrażowych do rozwiązywania sporów między zagranicznymi inwestorami a rządami państw nakładających nowe regulacje wzbudza sprzeciw części społeczeństwa. Uzasadnienie tego specjalnego systemu arbitrażowego (brak wiary w rządy i niezawisłe sądy w państwach rozwijających się) nie znajduje podstaw w przypadku sporów dotyczących rynków rozwiniętych, takich jak USA i UE, gdzie systemy sądowe są w miarę niezależne.

System ISDS był pierwotnie wymyślony do ochrony przed nacjonalizacją, a dziś jest głównie stosowany do ochrony przed uciążliwymi regulacjami zwiększającymi koszty działalności gospodarczej. Nikt dzisiaj – w tym większość prawników praktykujących w tej dziedzinie i z niej żyjących – nie ma wątpliwości, że system ISDS zdegenerował się i wymaga gruntownej naprawy.

Polski biznes ogólnie nie jest zainteresowany systemem ISDS. Chociaż nasze inwestycje zagraniczne rosną, to nadal są na tyle małe, że prawdopodobieństwo pozwania rządu federalnego lub któregoś stanu w USA przez polską firmę jest po prostu znikome. Bardziej prawdopodobne jest – jak trafnie zauważyli przedstawiciele organizacji pozarządowych – pozwanie Polski przez zagranicznych inwestorów (sporów było już wiele).

W takim układzie trudno jest więc zrozumieć stanowisko rządu, który popiera ISDS. Być może Komisja Europejska wynegocjuje lepsze warunki niż niekorzystne dla nas umowy z lat 90., ale jest to temat oderwany od TTIP.

Nie można przeprowadzić debaty merytorycznej na temat TTIP bez dużego udziału polskich firm

Ponieważ ISDS jest jednym z głównych zagrożeń dla uchwalenia TTIP, jego zwolennicy – w tym właśnie rząd polski – powinni natychmiast wycofać się z poparcia dla ISDS w TTIP, tym bardziej że wiele europejskich krajów też jest do niego nieprzekonanych.

To bez sensu, by tak ważny projekt jak TTIP padł ofiarą planów, które i tak mogą się nie ziścić z powodów niezależnych od Polski. Kruszmy kopie o to, co jest dla nas naprawdę ważne.

Lobbing w Brukseli

Dla osób nawet przeciętnie zorientowanych w realiach funkcjonowania Brukseli nie powinno ulegać wątpliwości, że duże korporacje są bardzo wpływowe w kształtowaniu regulacji prawnych. Można się spierać co do ich siły, zakresu wpływu w konretnych przypadkach, ale sam fakt nie powinien budzić wątpliwości.

Kuriozalnie więc w czasie wspomnianego spotkania w Warszawie brzmiały zaprzeczenia przedstawicieli instytucji europejskich czy polskiego stowarzyszenia biznesowego co do realnego wpływu tych korporacji w Brukseli. Korytarze Parlamentu Europejskiego czy agendy urzędników KE pełne są bowiem lobbystów. Duże korporacje trzęsą stowarzyszeniami brukselskimi, a skomplikowane procedury przyjmowania ich stanowisk – wspomniane w trakcie spotkania jako dowód na brak wpływu korporacji – są właśnie jednym z kluczowych narzędzi władzy dużych korporacji.

Fakt, że stanowiska napisane przez kluczowe osoby z największych firm są potem automatycznie zatwierdzane przez kilkanaście lub kilkadziesiąt innych mało znaczących organizacji, których jedyną konkretną rolą jest zapewnienie „reprezentatywności" dużych stowarzyszeń, nic tu nie zmienia.

Duże korporacje faktycznie skutecznie lobbują w Brukseli, ale po pierwsze, jest to po części konieczne i pożądane, a po drugie, nie tylko one są skuteczne, czego dowodem jest uchwalenie wielu propozycji ekologicznych bądź klimatycznych w całości odrzucanych przez przemysł. Próby zaprzeczania niewygodnemu faktowi, że duże korporacje mają wielki wpływ na przyjmowane rozwiązania po prostu nie pozwalają na realną debatę, która, notabene z samym TTIP nie ma nic wspólnego.

Brak merytorycznej dyskusji nad korzyściami dla Polski

Jeżeli rząd chce doprowadzić do uchwalenia TTIP z poparciem społeczeństwa, ma przed sobą ogrom pracy. Należy w trybie pilnym przygotować i udostępnić rzeczowe analizy dotyczące wpływu TTIP na poszczególne sektory polskiej gospodarki oraz na całe społeczeństwo.

Dyskusji o TTIP bez biznesu prowadzić nie można. Rząd oraz jego zaplecze powinno wciągnąć polskich przedsiębiorców do publicznej rozmowy o układzie z USA. Obaw społeczeństwa obywatelskiego przed ISDS, harmonizacją regulacji, żywnością genetycznie modyfikowaną, hormonami wzrostu czy „chlorowanymi" kurczakami lekceważyć nie można. Należy o nich otwarcie mówić.

Jeżeli ISDS jest dla Polski korzystny, należy wyjaśnić Polakom dlaczego. Jak pokazała dyskusja w warszawskim przedstawicielstwie Parlamentu Europejskiego, organizacje pozarządowe są merytorycznie i propagandowo bardzo dobrze przygotowane do dyskusji na temat TTIP. I jeżeli rząd nie rozpocznie szczerej i dobrze przygotowanej kampanii publicznej pokazującej korzyści z TTIP, walkę o serca i umysły Polaków przegra.

Mec. Tomasz Włostowski prowadzi w Brukseli specjalistyczną kancelarię EUTRADEDEFENCE zajmującą się m.in. reprezentowaniem interesów polskich firm w polityce handlowej, w tym w TTIP

Opinie Ekonomiczne
Bjørn Lomborg: Skąd wziąć pieniądze na obronę Europy
Opinie Ekonomiczne
Profesor Sławiński: Stablecoins to kolejna odsłona demokratyzacji spekulacji
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Czarny łabędź w Białym Domu, krew na Wall Street
Opinie Ekonomiczne
Ptak-Iglewska: UE jak niedźwiedź: śpi, a jak ryczy, to za późno. Trump nas budzi
Materiał Promocyjny
O przyszłości klimatu z ekspertami i biznesem. Przed nami Forum Ekologiczne
Opinie Ekonomiczne
Prywatyzacja przez deregulację