Agnieszka Kulesa, Jan Bazyli Klakla: O jakim bezpieczeństwie mówimy?

Krótki horyzont, długie konsekwencje. Do czego prowadzi nowa polityka migracyjna? – pytają badacze.

Publikacja: 17.10.2024 05:29

Premier Donald Tusk przemawia na sali plenarnej Sejmu w Warszawie 16 października 2024

Premier Donald Tusk przemawia na sali plenarnej Sejmu w Warszawie 16 października 2024

Foto: PAP/Marcin Obara

Jak zapowiedział premier Donald Tusk, strategia migracyjna przyjęta przez rząd 15 października kładzie nacisk na „dbałość o bezpieczeństwo Polski – milionów Polek i Polaków”. To hasło na pierwszy rzut oka szlachetne, ale prowadzi do wzmocnienia postrzegania migracji w kategoriach twardego bezpieczeństwa, gdzie osoby migrujące stają się obiektem strachu i politycznej instrumentalizacji. W sobotnim wystąpieniu premier podkreślił zagrożenie, jakie ma nieść „nielegalna migracja”, wzmagając niepokój i negatywne emocje wobec osób przybywających do Polski. Postrzeganie migracji tylko przez ten pryzmat może przynieść więcej szkód niż korzyści.

Nie sposób zaprzeczyć, że ochrona granic i kontrola przepływu osób mają w polityce migracyjnej fundamentalne znaczenie. Bezpieczeństwo jest nośnym hasłem w debacie publicznej. W kontekście przyjętej strategii wątpliwości budzi jednak to, jak władze rozumieją bezpieczeństwo. Wydaje się, że postrzegają je głównie w kontekście militarnym, granicznym, związanym z kontrolą. Warto jednak spojrzeć szerzej, uwzględniając wymiar gospodarczy i demograficzny. W końcu migracja nie dotyczy tylko narodowej suwerenności czy ochrony przed nielegalnym przepływem osób. Migrantki i migranci są ważni dla rozwoju gospodarczego Polski, a w obliczu starzenia się społeczeństwa ich rola będzie rosła.

Tymczasem rząd, zarówno w strategii, jak i poprzez wypowiedzi min. Macieja Duszczyka, stara się temu zaprzeczać, choć stawia to pod znakiem zapytania długofalową skuteczność proponowanych działań. Migracje zarobkowe są przeciwstawiane modernizacji i automatyzacji polskiej gospodarki. Analizy wielu instytucji, w tym Polskiego Instytutu Ekonomicznego i Ośrodka Badań nad Migracjami UW (gdzie publikował też min. Duszczyk), sugerują jednak, że migracji do Polski nie da się i nie powinno się zatrzymywać.

Czy tego potrzeba?

Strategia migracyjna wysyła niepokojący sygnał „bójcie się” zarówno do obywatelek i obywateli Polski, jak i migrantów i migrantek. Polki i Polacy mają obawiać się nielegalnej migracji, jawiącej się niemal jako egzystencjalne zagrożenie narodu. Migrantki i migranci otrzymują zaś ostrzeżenie: będziecie poddani rygorystycznej kontroli, a za każde naruszenie zasad czeka karą.

Przypomnijmy, że procedury azylowe są sposobem legalnego dostania się na terytorium Polski. Sytuacja, gdy uregulowana polskim i międzynarodowym prawem możliwość uzyskania ochrony międzynarodowej przez osoby, które jej szukają, jest im odbierana, zwiększa ryzyko migracji nieuregulowanej. A więc eskaluje problem, który ma zwalczać. Wytrącamy sobie z rąk jedyny mechanizm kontroli nad tym, kto przekracza granicę, szukając azylu.

W strategii mówi się o „odzyskaniu pełnej kontroli nad migracją”. Problem w tym, że nigdy żadne państwo takiej kontroli nie miało, może poza autorytarnymi reżimami. Ludzie zawsze przemieszczali się, szukając lepszego życia, pracy, bezpieczeństwa. Idea pełnej kontroli nad tym to mrzonka.

Układ z Schengen jest osłabiany poprzez działania różnych państw UE, w tym naszych zachodnich sąsiadów, ale wciąż stanowi fundament Unii. Działania Niemiec są krytykowane w samej strategii, tymczasem wydaje się, że uzyskanie możliwie pełnej kontroli nad przepływem ludzi wymagałoby wystąpienia Polski z Schengen, co stawiałoby nasz kraj w awangardzie państw dążących do zatrzymania czy wręcz odwrócenia integracji europejskiej. Dlatego zamiast obiecywać nierealne rozwiązania, lepiej skupić się na mechanizmach, które pozwolą integrować migrantki i migrantów, co odpowie na realne potrzeby społeczne i gospodarcze.

Otwarte pozostaje pytanie, co jeszcze jesteśmy w stanie poświęcić w imię bezpieczeństwa. Wyobraźmy sobie, że po marszu 11 listopada rząd „tymczasowo” zawiesza prawo do zgromadzeń lub ogranicza je do niedzielnych poranków w godz. 7–9. Wywołałoby to słuszne oburzenie. W istocie jednak to ta sama logika: wraz z prawami, które nam przysługują, pojawiają się zagrożenia, na które musimy się zgodzić, aby istota tych praw była nienaruszona, a wolność, którą gwarantują, rzeczywista. Różnica polega na tym, że teraz prawa są ograniczane „innym”, osobom spoza naszej wspólnoty, które dopiero do niej aspirują. To bardzo niepokojący sygnał, bo kto da gwarancję, że podobne ograniczenia nie pojawią się kiedyś w kontekście praw kobiet, osób LGBTQ+ czy innych grup?

Migracje zarobkowe?

Taka strategia może przynieść efekty odwrotne do zamierzonych. Z jednej strony potrzebujemy migrantek i migrantów, aby zapewnić wzrost gospodarczy i utrzymać konkurencyjność na europejskim rynku pracy, z drugiej wysyłamy sygnał, że są tu niemile widziani. Czy nie zniechęcamy ich do przyjazdu? Czy nie tworzymy atmosfery nieufności, która odstraszy osoby mogące przyczynić się do rozwoju Polski? Oczywiście, że tak. Słowa premiera mogą stać się początkiem lawiny o skutkach, jakich nie możemy przewidzieć. Ledwo pojawił się pomysł „zawieszenia prawa do azylu”, a już słychać głosy z kręgów konserwatywnych i prawicowych atakujące projekt Centrów Integracji Cudzoziemców. Miejsca, gdzie migrantki i migranci będą mogli poznać podstawy języka polskiego, polskie zwyczaje i otrzymać pomoc prawną, są przedstawiane jako ukryta próba sprowadzenia przybyszów spoza Europy. W ten sposób jedna z nielicznych propozycji Polski dotyczących integracji cudzoziemców, zapoczątkowana jeszcze przez rząd PiS i kontynuowana przez obecny, może zostać wylana z kąpielą. A nowa strategia, pomimo posługiwania się terminem integracji, a nie asymilacji, koncentruje się głównie na wymaganiach stawianych migrantkom i migrantom dostosowania się do społeczeństwa polskiego i konsekwencjach ich niespełnienia.

Pomyślmy o przyszłości

Sposób prezentacji strategii przez rząd wpisuje się w kontekst bieżącej walki politycznej. Zbliżają się wybory prezydenckie, a dokument jest narzędziem krytyki rządów PiS, zwłaszcza w kontekście afery wizowej. Co ciekawe, mówiąc o migracjach i dyskredytując przeciwników, obecna ekipa kontynuuje retorykę PiS. Z politycznego punktu widzenia taki zabieg może być krótkowzroczny. Badania pokazują, że partie centrowe czy centrolewicowe, które próbują przejąć prawicową retorykę, często nie odnoszą sukcesów wyborczych. Wyborcy wolą „oryginał”, czyli te, które zbudowały swoją tożsamość na takich postulatach.

Polska potrzebuje dziś strategii migracyjnej opartej nie na strachu, ale na pragmatyzmie (ale nie wąsko rozumianym politycznym). Strategii, która zrozumie, że migracja to zjawisko złożone, wymagające i ochrony granic, i warunków sprzyjających napływowi pracowniczek i pracowników, którzy przyczynią się do rozwoju kraju. Tak, chodzi o bezpieczeństwo, ale nie tylko na granicach, lecz też o stabilność gospodarczą, społeczną i demograficzną.

Przyjęta przez rząd strategia jest, wbrew zapowiedziom, krótkoterminowa, przygotowana bez szerokich konsultacji społecznych. Raport Komitetu Badań nad Migracjami PAN, który miał stanowić jej naukową podstawę, został opublikowany ledwo kilka dni przed przyjęciem strategii przez rząd. Patrząc na zawartość raportu – tak odmienną od rozwiązań, o których słyszymy – trudno uwierzyć, że z niego korzystano. Po przyjęciu propozycji przez rząd należałoby się spodziewać rzeczywistych konsultacji z ekspertami i organizacjami zajmującymi migracjami, ale słyszymy już niestety o pracach legislacyjnych. Trudno to uznać za otwartość na dialog.

Co dalej? Proponowana strategia kończy się w 2030 r., więc już powinniśmy myśleć o kolejnej, opartej na dłuższym horyzoncie czasowym, przygotowanej w realnym dialogu z ekspertkami i ekspertami, trzecim sektorem oraz samymi migrantkami i migrantami.

Agnieszka Kulesa

jest wiceprezeską i ekonomistką w CASE – Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych, zajmuje się rynkiem pracy i polityką migracyjną.

Jan Bazyli Klakla

jest doktorem prawa i socjologii, specjalistą CASE i adiunktem na Uniwersytecie Wrocławskim.

Jak zapowiedział premier Donald Tusk, strategia migracyjna przyjęta przez rząd 15 października kładzie nacisk na „dbałość o bezpieczeństwo Polski – milionów Polek i Polaków”. To hasło na pierwszy rzut oka szlachetne, ale prowadzi do wzmocnienia postrzegania migracji w kategoriach twardego bezpieczeństwa, gdzie osoby migrujące stają się obiektem strachu i politycznej instrumentalizacji. W sobotnim wystąpieniu premier podkreślił zagrożenie, jakie ma nieść „nielegalna migracja”, wzmagając niepokój i negatywne emocje wobec osób przybywających do Polski. Postrzeganie migracji tylko przez ten pryzmat może przynieść więcej szkód niż korzyści.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację